czwartek, 6 grudnia 2007

Tadeusz Rachwał czyli TW Tomasz

Tadeusz Rachwał TW „Tomasz” nr rej. 56844

Pozyskanie anglisty, Tadeusza Rachwała jako Tajnego Współpracownika SB odbyło się 21 marca 1985 roku w hotelu Katowice. Był wtedy asystentem na anglistyce UŚ.

Rachwał został zwerbowany do współpracy przez Służbę Bezpieczeństwa na zasadzie „współodpowiedzialności obywatelskiej”. Podpisał zobowiązanie i obrał pseudonim „Tomasz”. Na pierwszym spotkaniu z esbekiem przekazał pisemną informację z mającej się odbyć w dniach 25.03-29.03.1985 r. konferencji literackiej w Katowicach-Ligocie. Informował też SB o przyjazdach cudzoziemców oraz o Tadeuszu Sławku.

W trakcie jednego ze spotkań TW „Tomasz” oświadczył, że rezygnuje z dalszej współpracy, ponieważ jego „postawa etyczno-moralna nie pozwala mu na prowadzenie współpracy w tej formie”.
Rachwała wyeliminowano z sieci agentów w 1987 roku, po jego powrocie z zagranicy. Materiały Tajnego Współpracownika ps. Tomasz zniszczono, ale zachowały się na mikrofilmie w archiwum IPN.

wtorek, 27 listopada 2007

Andrzej Topol „Kazimierz Popiołek i jego czasy (1903-1986)”

Poniżej fragment książki
Andrzej Topol „Kazimierz Popiołek i jego czasy (1903-1986)” Wydawnictwo Naukowe „Śląsk” 2004, str. 51-54:

[…] Druga część dokumentu zawierała charakterystyki czternastu osób - członków „Ojczyzny" i zdaniem WUBP, członków sieci wywiadowczo-informacyjnej, udzielających informacji Zbyszko Bednorzowi i Alojzemu Targowi oraz utrzymujących kontakty z członkami organizacji „Ojczyzna". Do tej grupy urząd zaliczył literatów i redaktorów „Odry": Zdzisława Hierowskiego i Wilhelma Szewczyka, dziennikarza „Dziennika Zachodniego", Reinholda Wydrę, urzędniczkę z powiatu gliwickiego, Annę Czech, pracownika CZPH, Augustyna Płaczka, pracownika delegatury CZPW w Cieszynie, Musiała Karola. Wszystkich należało, zdaniem urzędu, rozpracować i ustalić ich kontakty z osobami trzecimi. Zadanie rozpracowania organizacji miała przeprowadzić, w terminie do 20 VIII 1950 r., agentura będąca w dyspozycji WUBP. Zamierzano wykorzystać agenta Wydziału V o ps. „Piotr", wywodzącego się ze środowiska „Ojczyzny" i agenta o ps. „Dania" oraz informatorów o ps. „Reks" z Wydziału IV, „Franek" z MUBP w Chorzowie i „Rok" z PUBP w Cieszynie.
Rozpracowanie kontaktów K. Popiołka powierzono agentowi o ps. „Piotr". Inwigilacja „Ojczyzny" przeciągnęła się jednak do wiosny 1951 r. 26 kwietnia 1951 r. szef WUBP w Katowicach otrzymał raport starszego referenta tej sekcji, podporucznika używającego nazwiska Ryszard Cierpioł, o udzielenie sankcji na zatrzymanie Kazimierza Popiołka w charakterze podejrzanego na podstawie tzw. kompromitujących materiałów. Plan przewidywał, że po uprzednim porozumieniu się z Wydziałem IV Departamentu III MBP, Kazimierz Popiołek zostanie wezwany do Departamentu Kadr Ministerstwa Oświaty w Warszawie na dzień 8 maja 1951 r. na okres 4 dni. Na trzy dni przed wezwaniem zostanie to omówione z Naczelnikiem Wydziału „A", który wyśle obserwację, składającą się z tych samych ludzi, którzy już brali udział w obserwacji pozostałych członków organizacji „Ojczyzna". Z nieznanych bliżej powodów plan ten został jednak odłożony do jesieni 1951 r. i zrealizowany z drobnymi korektami w listopadzie 1951 r.
Raport w tej sprawie datowany 15 listopada 1951 r. opisywał ze szczegółami wydarzenia, które rozegrały się późnym wieczorem na jednej z katowickich ulic.
Kazimierz Popiołek otrzymał wezwanie do Ministerstwa Oświaty, na godzinę 8.00 dnia 14 listopada 1951 r. Aby zdążyć na czas musiał wyjechać 13 listopada pociągiem o godz. 22.57. 0 godzinie 22.00 nieświadom niczego opuścił mieszkanie i udał się w kierunku dawnego dworca. Zanim do niego dotarł został zatrzymany przez funkcjonariuszy UB i doprowadzony do WUBP w Katowicach. Po ustaleniu personaliów przystąpiono do całonocnego przesłuchania.
Jak wynika z dokumentów zatrzymanie K. Popiołka 13 listopada 1951 r. przez agentów WUBP w Katowicach, było zaplanowane i od początku miało na celu werbunek. Całe przesłuchanie było tak prowadzone, aby przekonać podejrzanego, że nie ma innego wyjścia jeśli chce uratować rodzinę i własną głowę przed losem straszniejszym od śmierci. Oskarżono go o to, że za pośrednictwem Alojzego Targa w 1941 r. wstąpił do organizacji „Ojczyzna", w której brał aktywny udział, kontynuowany po wyzwoleniu, udostępniając mieszkanie i biuro na zebrania członków, w których to zebraniach brał udział osobiście, Targ Alojzy, Kokot Józef, Mazurkówna Stefania, Sosnowski Kiryl, Wyrębski Alojzy, Spaltenstein Wincenty, Zbyszko Bednorz. W tym czasie, na polecenie Edmunda Męclewskiego, Zbyszko Bednorz utworzył tzw. „siatkę infor-macyjno-wywiadowczą", której zadaniem było zbieranie wiadomości z zakresu życia gospodarczego i politycznego kraju - następnie wiadomości były przekazywane do Edmunda Męclewskiego, a ten wysyłał je za granicę.
Popiołek posiadając kontakty z Bednorzem mógł również udzielać mu informacji z dziedziny życia gospodarczego. Należąc do „Ojczyzny" posiadał także szerokie kontakty z klerem, jak ks. Józef Bańka, ks. Maksymilian Rode, ks. Joachim Liszka, bp. Juliuszem Bieńkiem z Katowic i innymi. Utrzymuje kontakty z Sikorą Ignacym, Kędziora Janem i innymi członkami „Ojczyzny". Pracując w Instytucie Śląskim utrzymywał szerokie kontakty z elementem klasowo obcym, który skupiał się we wspomnianym Instytucie.
Nie ujawnił swej działalności w 1945 r., ani w roku 1947. Poza materiałami operacyjnymi oficer prze­słuchujący dysponował jego ankietą z 1948 r., opinią katowickiej WSP, która akcentowała jego bierność w pracy społecznej szkoły, co paradoksalnie działało na jego korzyść oraz materiałami uzyskanymi z przeszukania biura śląskiego oddziału TWP. Nie wniosły one jednak do sprawy nic nowego i nie zostały wykorzystane przeciwko niemu podczas przesłuchania. Dawano mu jednocześnie do zrozumienia, że w jego otoczeniu są inni współpracownicy tajni WUBP.
Kazimierz Popiołek nie należał do strachliwych, co udowodnił w czasie okupacji, ale teraz szantażowany losem rodziny, która właśnie się powiększyła (miał dwuletnią córkę, a w kwietniu 1951 r. urodził mu się syn Wojciech) i porażony otaczającą go zdradą, zgodził się zeznawać i współpracować w zakresie interesującym Sekcję IV. Na zadane pytanie „Co mam z panem zrobić"? po chwili milczenia Popiołek odpowiedział, że chciałby się zrehabilitować pracą dla Polski Ludowej. Oficer śledczy uznał, że to za mało w stosunku do „przestępstwa" jakiego się dopuścił. Zmazać winy mogła, jego zdaniem, tylko ścisła współpraca z Urzędem Bezpieczeństwa.
14 XI 1951 r. K. Popiołek podpisał stosowne zobowiązanie, w zakresie pełnego ujawnienia działalności śląskiego oddziału „Ojczyzny". W aktach sekcji IV Wydziału III WUBP w Katowicach miał figurować odtąd jako tajny współpracownik o ps. „Lech" i numerze 1202. Z zachowanych raportów WUBP w Katowicach wynika, że władze bezpieczeństwa wiedziały już o organizacji „Ojczyzna" dostatecznie dużo. Znały jej kierownictwo i większość członków, aby wyrobić sobie o niej zdanie. Uważano ją raczej za wrogą władzy ludowej organizację o zabarwieniu chrześci-jańsko-narodowym i niejasnych intencjach.
Całe jej kierownictwo z lat okupacji siedziało już w więzieniu, odbywając wysokie wyroki we Wron­kach. Byli to: Alojzy Targ, aresztowany w październiku 1947 r., Stanisław Wyrębski w 1948 r., Edward Serwański w 1948, Jan Jacek Nikisch w 1948, Kirył Sosnowski w lutym 1949 i Zbyszko Bednorz w 1949. Zmuszając do współpracy Kazimierza Popiołka, sekcji IV WUBP w Katowicach chodziło o ustalenie rzeczywistych rozmiarów organizacji, ustalenie powiązań jej członków z innymi organizacjami, o charakterystyki psychologiczne członków i zorientowanie się w możliwościach dotarcia przez nich do, jak to określano, „reakcyjnego kleru".
To wówczas było głównym obiektem zainteresowania władz bezpieczeństwa województwa katowickiego. Kiedy się okazało, że możliwości te są wątłe, podejrzenia nieprawdziwe, a powiązań Popiołka z innymi organizacjami w istocie nie ma, zaczęło maleć zainteresowanie „Ojczyzną", a w 1954 r., po likwidacji MBP, przestano się nią interesować w ogóle.
Cześć skazanych wypuszczono przed terminem w wyniku amnestii 1953 r., a po 1956 r. wszystkich represjonowanych członków Delegatury Śląskiej i „Ojczyzny" zrehabilitowano, uznając oskarżenia za bezpodstawne. Kazimierz Popiołek po złożeniu obszernych wyjaśnień został 14 listopada zwolniony, ale odtąd pozostawał w stałym zainteresowaniu WUBP, i co jakiś czas był wzywany do Sekcji IV Wydziału III w celu uzupełnienia zeznań lub udzielenia dodatkowych wyjaśnień. Nie natrafiłem na ślady wykorzystywania Go do innych zadań operacyjnych WUBP. Taki stan rzeczy istniał do końca 1953 r., kiedy wykorzystał nadarzającą się okazję i przeniósł się do Wrocławia, stając się tym samym nieprzydatnym dla Sekcji IV WUBP.
Przybity zaistniałą sytuacją i możliwymi konsekwencjami, trzymał się odtąd z dala od polityki i środowisk podejrzanych politycznie. Niewiele wtedy publikował i rzadko wypowiadał się publicznie. Niewątpliwie zastanawiał się niejednokrotnie nad osobą, która go wydała w ręce WUBP. Fakt podpisania zobowiązania do współpracy z UB był deprymujący i bez wątpienia, zaciążył nad całym jego późniejszym życiem i postępowaniem. Nigdy się zapewne nie dowiemy, jak wpłynęły te wydarzenia na jego twórczość naukową. Na ile była odtąd determinowana konformistyczną autocenzurą, a na ile wyrazem rzeczywistych poglądów.
Sytuacja Kazimierza Popiołka nie była wyjątkiem. Na środowisko historyczne była w tym czasie wywierana silna presja polityczna. Wielu wybitnych uczonych zostało pozbawionych katedr lub prawa wykładania. Stosowano powszechnie metody przemilczania ich osiągnięć, odsuwania od prac zbiorowych, wstrzymywania publikacji złożonych do druku, ostrego atakowania personalnego za rzekomą reakcyjność. [...]

środa, 21 listopada 2007

List od Czytelnika tego bloga w sprawie Arkadiusza Nowaka TW "Andrzej"

Z najwyższą ciekawością przeczytałem informacje zawarte w tym blogu szczególnie dotyczące prof. dr hab. Arkadiusza Nowaka. Jedno wszakże w całej tej sprawie jest zadziwiające, tj. postępowanie władz UŚ. Czy wysłanie na urlop zdrowotny tego profesora jest w istocie dla niego jakąkolwiek karą?

Pomimo całego zgiełku wokół jego osoby nikt a zwłaszcza władze uczelni nie zadały sobie trudu przeanalizowania działalności i postawy tego Pana po zakończeniu współpracy z SB aż do końca września 2007 roku. Czyżby zamykając jeden rozdział w życiu można było przejść cudowną metamorfozę i z diabła zamienić się w anioła? Może można ale w tym przypadku na pewno do takiej metamorfozy nie doszło.Postaram się zadać kilka pytań, które powinny co niektórym osobom uświadomić z kim mamy do czynienia:

1. Przez wiele lat kierownictwa Profesora Nowaka w „swojej” katedrze nie znalazł się nikt kto mógłby dorównać temu „wybitnemu uczonemu”, a może bezwzględne niszczenie dużo zdolniejszych, bardziej pracowitych od siebie kolegów pozwoliło zachować Profesorowi obraz niekwestionowanego autorytetu w lokalnym środowisku uczelnianym?

2. Ilu swoim pracownikom zniszczył zdrowie i utrudnił lub uniemożliwił karierę zawodową?

3. Czy byłoby możliwe bez pomocy swoich wysoko postawionych i całkowicie mu oddanych przyjaciół utrudnianie i uniemożliwianie awansu zawodowego swoim podwładnym w kierowanej przez siebie Katedrze? (dla przykładu jednym z takich przyjaciół na którego zawsze może liczyć jest posiadająca ogromne wpływy w różnych instytucjach i redakcjach Pani Prorektor Uniwersytetu Warszawskiego)

4. Czy Jego dokonania twórcze w przygotowywaniu i sprzedawaniu donosów na swoich współpracowników daleko nie przewyższają jego dokonań naukowych?

5. Jaka jest prawdziwa wartość jego dorobku naukowego?

6. Czy nie jest to bezwzględnie najsłabszy profesor prawa pracy w Polsce a jego Katedra najsłabsza na Wydziale?

7. Czy czasem większość jego dorobku naukowego nie jest wydana w Wydawnictwie Uczelnianym, którego jest szefem?8. Czy większość z tych publikacji nie była recenzowana przez przychylnych mu w środowisku naukowym recenzentów, których sam wybierał?

9. Na ile jego silna pozycja na Wydziale (na hasło prof. Nowak wszystkim zamykają się usta) łączy się z informacjami, które zdobył za czasów swej SB-ckiej działalności?

10. Czy zarządzenie Rektora uzależniające dofinansowanie pracownikowi publikacji przez uczelnię od zgody Wydawnictwa i wyznaczonych przez to Wydawnictwo (czyli de facto prof. Nowaka) recenzentów nie dało temu człowiekowi całkowitej władzy na Wydziale odnośnie polityki wydawniczej i blokowania niewygodnych dla siebie ludzi?

11. Proszę wskazać choćby jednego pracownika z Katedry Prawa Pracy i Polityki Socjalnej, który za czasów kadencji prof. Nowaka w Wydawnictwie Uczelnianym opublikował jakąkolwiek indywidualną pozycję zwartą w tym Wydawnictwie?

12. Czy Profesor dla osób od których potrzebuje pomocy i wsparcia nie jest przemiły i czarujący?

13. Czy jednocześnie dla osób które są od niego uzależnione lub nie chcą zaakceptować jego całkowicie sprzecznych z prawem działań nie jest bezwzględny i nie przebiera w środkach przy ich zwalczaniu? (np. publikacje tylko w jego zeszycie i na jego warunkach - dorobek na habilitację w takiej sytuacji można zgromadzić po 50-latach pracy, o ile wcześniej prof. Nowak nie wyda negatywnej oceny okresowej zarzucając pracownikowi w ten sposób brak postępów naukowych)

14. Czy zgoda w ostatnim okresie na promowanie doktorów przy braku innych osiągnięć zawodowych nie wiąże się z faktem, iż ci ludzie w konfrontacji z jego wiekiem nie są już w stanie w żaden sposób zagrozić jego dominacji a liczą się dla niego jako dorobek naukowy?

15. Jaką ma opinię wśród studentów, ilu doprowadził do nerwicy, depresji i rozstroju zdrowia?

16. Na jakim poziomie były prowadzone jego wykłady, czy student otrzymywał pełny zakres wiedzy z przedmiotu prawo pracy, czy może tylko wybrane zagadnienia które prof. Nowak opanował po kilkudziesięciu latach pracy, czy przekaz był jasny i zrozumiały?

17. Czy na egzaminach był sprawiedliwy i bezstronny? (jednych oceniał liberalnie stawiając oceny praktycznie za nic a innych pytał tak długo, aż oblał).

18. Czy oblewanie studentów nie było czasem dodatkowym nie do pogardzenia źródłem dochodu dla Profesora ( legalnym substytutem wcześniej pobieranych łapówek) w całkowicie przez siebie zmonopolizowanym do końca września 2007 roku przedmiocie jakim jest prawo pracy na tym Wydziale?

Te i wiele innych pytań w tym najważniejsze jak długo jeszcze ten całkowicie zdemoralizowany, bezwzględny i okrutny człowiek będzie miał wpływ na młodzież, będzie dla nich wzorem postępowania? Jak długo pieniądze podatników przeznaczane będą na finansowanie nauki w takim wydaniu?

Pytanie jak długo gruba kreska Premiera Mazowieckiego będzie chronić psychopatów kosztem społeczeństwa, które za wszystko płaci rachunki dalej czeka na odpowiedź.

Słowniczek

Polecam lekturę słowniczka pojęc używanych w MSW http://katalog.bip.ipn.gov.pl/dictionary.do

Wojciech Kalaga TW "Lester"

Kalaga Wojciech Henryk czyli TW Lester nr ewidencyjny 31311
http://www.us.edu.pl/uniwersytet/ks-tel-adr/ks-tel_wynik.php?lang=pl&id_prac=774
W 1972 roku Wojciech Kalaga ukończył studia na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie i został asystentem. W 1975 r. przeniósł się na Uniwersytet Śląski, i niemal od razu zaczęła sie nim interesować bezpieka.

Jako kandydatem na Tajnego Współpracownika Wojciechem Kalagą zainteresował się st. sierżant sztabowy Ryszard Świerczyna z sekcji Wydziału III Służby Bezpieczeństwa w Katowicach.
5 lutego 1976 roku Świerczyna złożył wniosek o zezwolenie na pozyskanie Wojciecha Kalagi jako Tajnego Współpracownika.

W kwestionariuszu wymieniono m.in. jego zainteresowania „literatura, sport, wędkarstwo - jest członkiem Polskiego Związku Wędkarskiego”. SB skrzętnie zanotowała, że w Anglii przebywał w 1973 i 74 roku.

„W czasie prowadzenia rozmowy Kalaga zachowywał sie spokojnie i swobodnie. Na stawiane pytania dot. obywatela brytyjskiego Adriana Turnera, pobytu zagranicą, pracy zawodowej udzielał chętnie odpowiedzi, wykazując się inteligencją, obiektywnością i zaufaniem do Służby Bezpieczeństwa” – raportował przełożonym Świerczyna.

Starszy sierżant Świerczyna tak uzasadniał cel pozyskania mgr Kalagi jako Tajnego Współpracownika:
„Wykorzystany będzie do rozpoznania międzynarodowej wymiany osobowej, a przede wszystkim obyw. brytyjskiego Turner Adriana, który po zawarciu związku małżeńskiego z obywatelka polską zamieszkał w Zabrzu na pobycie stałym; lektorów obyw. USA przebywających służbowo w Instytucie Języków Obcych w Sosnowcu, osób poznanych przez kandydata w czasie pobytu w Wielkiej Brytanii. Ponadto do rozpoznania interesujących nas zjawisk i osób.
[…]Kandydat zna Turnera z okresu studiów, był osobą zapraszającą, utrzymują wzajemne kontakty towarzyskie. W IJO utrzymuje kontakty służbowe z lektorami obywatelami USA. Dwukrotnie przebywał w Wielkiej Brytanii i planuje w przyszłości dalsze wyjazdy zagranicę. W związku z czym może realizować nasze zadania zagranicą. […]Kandydata zamierzam pozyskać na zasadzie dobrowolności.”
Rozmowa werbunkowa odbyła się w marcu 1976 roku w biurze paszportów w Sosnowcu, w pokoju, który zajmował funkcjonariusz SB.
3 marca 1976 roku Świerczyna meldował:
„Pozyskano Wojciecha Kalagę do współpracy w charakterze TW. W rozmowie z kandydatem uzyskano pisemną relację o poznanych przez niego osobach w Wielkiej Brytanii oraz o obyw. brytyjskim Turner Adrianie [...] Potwierdzam, że wymieniony ma możliwości i predyspozycje uzyskiwania i przekazywania informacji naszej służbie o obyw. brytyjskim Turner Adrianie, o lektorach z USA oraz wyjeżdżających obywatelach PRL. […] Kalaga własnoręcznie napisał zobowiązanie do współpracy z SB i obrał sobie pseudonim „Lester”. Zobowiązał się też przekazywać informacje SB pisemnie. Spotkania z SB w Lokalu Kontaktowym >>Kabina<<”.
Kalaga kilka razy spotkał się z SB. 12 maja 1977 roku złożył pisemne oświadczenie zaadresowane „na ręce funkcjonariusza SB ob. Ryszarda Świerczyny”.

Pisze w nim, że na żądanie funkcjonariusza SB przekazał kilka informacji o Turnerze, który przebywał wówczas w Polsce na jego zaproszenie. Złożył również zapewnienie, że będzie informował SB o ewentualnie zauważonej wrogiej działalności obywateli zagranicznych w naszym kraju, chociaż i bez takiego zapewnienia – jak stwierdza - „czułby się w obowiązku jako Polak takich informacji udzielić, co niniejszym raz jeszcze potwierdzam”.

Okazało się jednak, że Świerczyna oczekuje od Kalagi informowania nie tyle o działalności antypaństwowej, co „stałej inwigilacji pracowników naukowych w Instytucie, w którym pracuje jako pracownik naukowy i NAUCZYCIEL akademicki oraz składania regularnych doniesień”.
Swój dyskomfort wobec takiej sytuacji Kalaga tak uzasadnia:

„Czuję się głębokim patriotą i zawsze jestem gotów tego dowieść, nie mogę jednak postępować wbrew socjalistycznej etyce nauczyciela i marksistowskiej, a także ogólnoludzkiej etyce pracownika naukowego. Pewne zawody wykluczają pewne rodzaje działalności. Dwulicowość wobec przedstawiciela nauki, choćby to był obcokrajowiec, kłóci się z etyką naukowca w socjalizmie i jest sprzeczna z przysięgą składaną władzom uniwersyteckim przed przyjęciem w grono pracowników nauki”.

Charakterystyka agenta TW „Lester” z 1977 roku:
„Do listopada 1976 roku odbył sześć spotkań, w czasie których uzyskano trzy informacje dotyczące obywatela brytyjskiego Turnera przebywającego w Polsce. Informacje te zostały przekazane do wydziału II KWMO w Katowicach (kontrwywiad).
Innych informacji operacyjnych nie przekazał. Od grudnia 1976 roku na umawiane spotkania przestał przychodzić. W dniu 12 maja 1977 na spotkaniu, które odbyło sie z ppłk Bogusławem Radoszem wymieniony odmówił dalszej współpracy z naszą służbą, motywując że jego charakter pracy i wykonywany zawód przez niego nie pozwala na jednoczesne prowadzenie działalności inwigilacyjnej swego środowiska”.
Postanowiono rozwiązać współpracę z TW „Lester”, a teczki personalne i pracy agenta złożyć w archiwum. Jednak mimo takiej „niesubordynacji”, Kaladze nie zabroniono wyjazdów zagranicę.

Tomasz Szymborski
Profesor W. Kalaga nie odpowiedział na maila wysłanego kilka miesięcy temu, na długo przed publikacją artykułu w "Dzienniku":

wtorek, 30 października 2007

Inni TW czekają

Już niedługo o agentach SB, którzy ukrywają się pod skromnymi pseudonimami: "Lester", "Rafał", "Jurek", "Skoczek", "R-12", "Andrzej" (ale nie Nowak),"Biedronka", "Kozłowski", "Rzecznik"...

TW Arski

Janusz Arabski TW „Arski” nr ewid. 27210

Opracowanie Janusza Arabskiego
http://www.us.edu.pl/article.php?sid=2330 jako kandydata na Tajnego Współpracownika rozpoczęto 7 czerwca 1968 roku w Poznaniu. Arabski był wtedy asystentem w Katedrze Filologii Angielskiej Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Powodem zainteresowania SB młodym naukowcem była współpraca Konsulatu USA w Poznaniu z wydziałem, na którym pracował.
„Kandydat na TW ma naturalne możliwości informowania nas o figurantach spraw i będzie przydatny do rozpracowania środowiska naukowego utrzymującego kontakty z tut. konsulatem USA” – tak bezpieka tłumaczyła chęć zwerbowania anglisty. Arabski studiował także przez 2 lata na uniwersytecie Los Angeles. Dyplomatami zajmował się kontrwywiad, czyli wydział II SB.
Kontakty z Arabskim utrzymywał m.in. figurant sprawy operacyjno-obserwacyjnej Michael Kristula. Znał się także - wg raportu kpt. Jana Osuchowskiego, inspektora grupy I Wydziału II z lektorami - Anglikiem Richardsonem i Amerykaninem Raney`em.

Arabski studiował filologię angielską na UW w Warszawie. W styczniu 1963 roku wyjechał na stypendium do USA. W październiku 1964 roku Arabski wrócił do Polski i zdał egzamin magisterski. Z Warszawy jako młody asystent przenosi sie do Poznania, gdzie pracuje w Katedrze Anglistyki UAM, jako asystent (potem starszy asystent). Zdolny oraz – jak można przeczytać w jego teczce personalnej –„wychowuje studentów w duchu socjalistycznym”.

Pozyskanie Arabskiego jako Tajnego Współpracownika nastąpiło na zasadzie dobrowolności. Kandydat już w czasie wcześniejszych spotkań z SB – jak zanotowali esbecy - „wykazał swój negatywny stosunek do USA”.

17 sierpnia 1968 roku w restauracji „Wielkomiejska” w Poznaniu kpt. Osuchowski spotkał się z Januszem Arabskim. Zachował się raport z tego spotkania. Atmosfera była towarzyska. Filolog opowiadał esbekowi o swoich kontaktach i pobycie w USA. „Od kontaktu z naszą służbą nie stroni, jednak zależy mu na konspiracji, ponieważ powiedział, że lepiej spotykać się u niego w domu. […] Prosiłem wymienionego, aby zwrócił w czasie kursu językowego uwagę na Amerykanów, a szczególnie na osobę prof. Scotta”. Wyraził zgodę i swoimi spostrzeżeniami podzieli sie następnym razem”.
21.08.1968 r. odbyło się kolejne spotkanie, tym razem w mieszkaniu ob. „AJ”. Arabski opowiadał Osuchowskiemu o byłym konsulu USA w Poznaniu Baldydze i obecnym - Kristuli. „Przyjęcia u Kristuli są nudne i dość sztywne, dość biedne i słabo zaopatrzone w produkty konsumpcyjne” – żalił się Arabski esbekowi, co ten skrzętnie zapisywał. Rozmowa trwała 3,5 godziny.
Następne spotkanie z Osuchowskim odbyło się 23 sierpnia 1968 roku – z inicjatywy Arabskiego, który opowiadał oficerowi SB o kursie języka angielskiego na UAM. Relacjonował, że próbował Kristulę i prof. Scotta wysondować na temat wydarzeń w CSRS, ale niechętnie na ten temat rozmawiali.

27 sierpnia 1968 roku nastąpiło pozyskanie Janusza Arabskiego jako Tajnego Współpracownika SB. Arabski przyjął pseudonim „Arski”, napisał i podpisał zobowiązanie do współpracy. Dostał też pierwsze zadanie – miał scharakteryzować osobę konsula USA Kristuli oraz porównać go z byłym konsulem Baldygą.
SB w sierpniu 1970 roku zorientowała się, że „Arski” jest od 1968 roku członkiem PZPR i zgodnie z przepisami nie powinien być TW. Zakaz ten jednak ominięto.

2 sierpnia 1973 r. TW „Arski” jest już docentem kontraktowym i poinformował SB, że przenosi się na Uniwersytet Śląski w Katowicach. Osuchowski ujął to w raporcie tak:
„TW wyraża zgodę na kontynuowanie współpracy z naszą służbą po przeniesieniu sie do Katowic. Podejmie współpracę z osobą, która powoła się na >>pana Franciszka<< z Poznania”.

W Katowicach z Arabskim 2 lutego 1974 r. kontaktuje się z nim w ten nieco konspiracyjny sposób st. inspektor wydziału II KW MO por. Witold Płonka.
Kilka miesięcy później, 27.10.1975 r., Płonka przekazuje kontakt z TW „Arskim” kierownikowi sekcji I wydziału II kpt. Jerzemu Maśnicy. Arabski tym razem scharakteryzował małżeństwo Robertsonów - asystentów na anglistyce UŚ. Charles Robertson był teologiem i socjologiem z rozległymi kontaktami wśród krakowskiego środowiska katolickiego.

W archiwum IPN zachowały się niektóre zadania zlecane „Arskiemu” przez SB. Na przykład pod koniec sierpnia 1977 r. Wojciech Figiel, asystent Katedry Językoznawstwa Matematycznego został w czasie pobytu służbowego w Jugosławii zagranicą. Ze Skopje wyjechał do Kanady. „Arski” miał dowiedzieć sie jak najwięcej o kontaktach Figla.

Arabski nie zaniedbywał też kariery naukowej. W grudniu 1978 roku zrobił habilitację i wydał książkę w języku angielskim

Następne zachowane w IPN materiały na temat agenturalnej działalności „Arskiego” to notatka do Dyrektora Departamentu II MSW z 28 listopada 1983 roku.
Wynika z niej, że oficer SB z Katowic spotkał się z Arabskim, który skarżył mu sie „na nielojalność naszego aparatu wobec jego osoby”. Dalej następuje opis sytuacji.
Otóż w czerwcu 1982 roku Arabski wyjechał na rok do USA na cykl wykładów . W czasie pobytu na stypendium został przesłuchany przez FBI. Podczas przesłuchań zarzucono mu współpracę z SB i wykonywanie zadań dla polskiego wywiadu na terenie USA. W czasie przesłuchania FBI (ta instytucja zajmuje się kontrwywiadem) powiedziano Arabskiemu, że nosi pseudonim „Arski” i grożono mu deportacją do Polski.

Arabski ze starcia z FBI wyszedł zwycięsko i pozostał w USA, ale był mocno wystraszony, o czym świadczy zachowany raport kpt. Maśnicy do Departamentu II MSW:
[…]„Arski” do tej pory trzykrotnie wykonywał zadania dla Departamentu I (czyli dla wywiadu – przyp. aut.), i zawsze po jego powrocie do kraju spotykali sie z nim pracownicy Dep. I [...] Arski sądzi, że ujawnienie jego pseudonimu jest wynikiem zdrady w naszym aparacie (niekoniecznie umyślnym). Jak twierdzi byłą to jedyna organizacja w naszym Państwie, do której miał zaufanie. Zarzuca nam, że zniszczyliśmy mu karierę, bowiem obecnie Amerykanie nie dadzą mu już wizy. Ironicznie wypowiadał się o pracy „kolegów z Warszawy” /z Departamentu I MSW/ twierdząc, że on bardziej konspiruje się przed żoną”.

14 grudnia 1983 roku Dyrektor Departamentu II MSW płk Janusz Sereda pisze do szefa SB w Katowicach płk Zbigniewa Baranowskiego:
„Naszym zdaniem utrzymywanie dalszych kontaktów z TW >>Arski<<>>Arski>>. Nie znaczy to oczywiście, że pseudonim ten FBI identyfikowała z jego osobą. [...] Należy zaznaczyć, że właściwa postawa źródła na indagacje policji jest wyrazem dobrego przygotowania oraz opanowania psychicznego i należy czynić wysiłki, aby >>Arski<< pozostał nadał w czynnej sieci t.w.".

Jednak „15 marca 1985 roku „Arski” uprzejmie, ale stanowczo odmówił dalszych kontaktów z organami SB i nie wyraził zgody na ostatnie spotkanie. Od 1976 do 1982 roku wyjeżdżał 3 razy służbowo do USA, przy czym kilkakrotnie był przekazywany na kontakt Departamentu I MSW w Warszawie - pisze kpt. Maśnica, i z żalem stwierdza o braku woli „Arskiego” do kontynuowania współpracy.

30 sierpnia 1985 roku Maśnica złożył wniosek o rozwiązanie współpracy z TW „Arski”. Materiały przekazano do archiwum Biura „C”.
Profesor Janusz Arabski podczas rozmowy zaprzeczył, że był agentem SB ps. „Arski”.

niedziela, 14 października 2007

Czego boi się Smolorz?

Troche nie na temat Uniwersytetu Śląskiego, ale nie mogłem zlekceważyć Michała Smolorza, absolwenta Politechniki Śląskiej
Czy Michał Smolorz, publicysta katowickiego dodatku do „Gazety Wyborczej” czegoś się boi? Takie wrażenie można mieć, czytając jego felieton „Lustrator w akcji” http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35068,4469901.html
To chyba o mnie. Nie rozumiem jedynie dlaczego Smolorz wprowadza Czytelników w błąd i kłamie. Otóż nie jest prawdą, że:[…]„Redaktor postanowił zabrać się za teczki regionalnej śmietanki dziennikarskiej. Mile połechtało mnie, że zostałem wytypowany do prześwietlenia już w pierwszej grupie, widać opublikowanie sensacji, że Smolorz współpracował, było warte przekopania się przez tony archiwaliów”.
Smolorz sobie pochlebia i zapewne przecenia swoja role w solidarnościowym podziemiu. Otóż prawdą jest, że uczestniczę w ogólnopolskim projekcie badawczym IPN pt. „Inwigilacja środowisk dziennikarskich i twórczych przez Służbę Bezpieczeństwa”. Nie ma to jednak nic wspólnego z „szukaniem haków” na kogokolwiek, a już na pewno nie na Pana. Do red. Smolorza zadzwoniłem, aby porozmawiać o pewnym projekcie telewizyjnym, o którym piszę, bo uważam go za eksperta w tej branży. Takie przynajmniej stwarzał wrażenie.
W czasie rozmowy zapytałem się, czy ma zamiar ujawnić tych, którzy na niego donosili. Przeglądałem bowiem teczkę jednego z Tajnych Współpracowników, dziennikarza, który na niego w latach 80. kablował. Podałem nazwisko i pseudonim TW. Smolorz powiedział, że swoją teczkę z archiwum czytał, bo ma status pokrzywdzonego, ale ujawniać „Andrzeja” nie zamierza. Dlaczego? Bo chce okazać miłosierdzie. I to była cała rozmowa na ten temat.
„Dlaczego mam mścić się na koledze, który pod pseudonimem >>Andrzej<<>>Andrzej<< nie zaszkodził mi w niczym, wszystkie jego sprawozdania to bezwartościowy bełkot, na kilometr pachnący odwalaniem wymuszonej pańszczyzny. A domyślać się mogę okoliczności, w jakich autor został pozyskany (by nie rzec przymuszony) do współpracy - raczej powinienem mu współczuć, niż obrzucać błotem. Sam nie wiem, jakbym zachował się na jego miejscu. Niech mi więc Kolega Redaktor wybaczy, że nie przyłączę się do zespołu piętnującego tego nieszczęśnika i jemu podobnych. Nie mam ani powodu, ani ochoty” – pisze w swoim felietonie Smolorz.
Otóż M. Smolorz się myli. Niezbyt dokładnie odrobił zadanie domowe. Ów TW „ Andrzej” kapował nie tylko na Smolorza, którego SB inwigilowała w ramach Sprawy Operacyjnego Rozpracowywania „Mercedes”, ale na wielu innych. „Andrzej”, dziennikarz, był kapusiem bardzo szkodliwym. Był agentem Wydziału IV SB, tego który zajmował się walką z Kościołem.
Kolejna pomyłka (?) Smolorza, który pisze w felietonie:
„Studiując własną teczkę, przyjrzałem się dobrze kolejnym wpisom na archiwalnej karcie ewidencyjnej. Wynika z niej, że Znany Redaktor Lustracyjny nie był pierwszym, który postanowił zajrzeć w moją przeszłość pod przykrywką „badań naukowych” czy „przygotowywania publikacji dziennikarskiej” - biorącym się do roboty z nadzieją znalezienia pogrążającej mnie sensacji. Uprzedził go już inny Bardzo Znany Regionalny Lustrator, byli też nieznani mi gorliwcy.”
To dowód na to, że Smolorz swoich akt w ostatnim czasie w archiwum IPN nie czytał (gdyby tak było to wiedziałby, że czytelnia w tej instytucji bynajmniej nie jest pomieszczeniem klimatyzowanym), a i studia były pobieżne.
Oprócz mnie teczkę SOR „Mercedes” czytali jedynie archiwiści i historycy IPN. Natomiast teczkę TW „Andrzeja” czytał również red. Andrzej Grajewski z „Gościa Niedzielnego”. Miał do tego prawo, bo TW „Andrzej” donosił także na niego.

środa, 10 października 2007

Order dla konfidenta

Od rzeczniczki Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach dostałem dzisiaj maila pt. "Medale i odznaczenia państwowe".

Z przesłanej informacji (jest też pod adresem http://www.us.edu.pl/?q=node/4095) wynika, że "23 października br. o godzinie 10.00 w auli im. Kazimierza Lepszego w rektoracie odbędzie się uroczyste wręczenie odznaczeń państwowych i Medali Komisji Edukacji Narodowej."

Dalej jest lista nazwisk uhonorowanych.

Szybka lektura 30 nazwisk i... Nie do wiary. Widzę znajome personalia - Tajnego Współpracownika Służby Bezpieczeństwa, na które natknąłem się w czasie kwerendy akt w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. Donosił chętnie, a swoje meldunki, a właściwie donosy i analizy, pisał na małych karteczkach w kratkę, złożonych do formatu 4x5 cm.

Ciekaw jestem miny JM Rektora, jak się okaże, komu przypinał do klapy medal/odznaczenie. A jeszcze bardziej ciekawi mnie, czy TW to wyróżnienie przyjmie? Zapewne tak. Może uznał, że stał się "akt sprawiedliwości dziejowej", a odznaczenie zwyczajnie mu się należy, bo przecież dosyć stresu przeżył w czasie "nagonki lustracyjnej na elity naukowe"?

wtorek, 9 października 2007

Jan Iwanek, czyli TW "Piotr"



Jan Iwanek (http://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Iwanek) został zarejestrowany jako Tajny Współpracownik Służby Bezpieczeństwa 20 listopada 1972 roku (nr ewid. 23189).
Iwanek był wtedy studentem III roku Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach oraz należał do Związku Młodzieży Socjalistycznej (ZMS).

Według oficera SB o werbunku zdecydowały następujące walory Iwanka: „Inteligentny, skromny, prezencja dobra, łatwość w nawiązywaniu kontaktów. Jest bystrym, spostrzegawczym, pomysłowym – umie zachować się w zaistniałej sytuacji. […]W wyniku przeprowadzonej rozmowy, stwierdzono, że kandydat jest pozytywnie ustosunkowany do dokonujących się przemian społeczno-politycznych w kraju. Opanowany i obiektywny w ocenie poruszanych problemów. Na zadawane pytania udziela odpowiedzi chętnie i szczegółowo. Poziom intelektualny – dobry”.

Jako „cel pozyskania Tajnego Współpracownika” podawano, że: „Grupa IV Wydziału III kontroluje operacyjnie m.in. katowickie środowiska studenckie. W tym celu zachodzi potrzeba zapewnienia należytego dopływu informacji o działalności aktywu studenckiego, jego kontaktach i zamierzeniach”.

Operacyjne możliwości kandydata na TW oceniano bardzo wysoko:
„Jest członkiem studenckiego koła Nauk Politycznych. Aktualnie pełni funkcję przewodniczącego komisji propagandy i informacji Uczelnianego Komitetu Współpracy Organizacji Młodzieżowych na UŚ. Ma wpływ na ludzi w swoim środowisku dzięki osobistemu zaangażowaniu. Bardzo dobry student III roku wydziału prawa”.

Iwanka chciano pozyskać do współpracy na zasadzie dobrowolności. Oficer SB zadzwonił do niego i zaproponował spotkanie 20 listopada 1972 roku w Hotelu „Śląskim” w Katowicach (lokal kontaktowy „Kolejarz”).
„Po uprzednim rozpytaniu kandydata o poszczególnych działaczach studenckich, ich postawach, wypowiedziach oraz zamiarach – zostanie wysunięta propozycja współpracy z organami SB i podpisanie zobowiązania” – planowano.
I tak też się stało.

Werbunek Iwanka, który przyjął pseudonim „Piotr”, odbył się według założonego planu. 20 listopada 1972 roku w pokoju Hotelu Śląskiego w Katowicach Iwanek wyraził zgodę na współpracę.
Dobrowolnie.
„Podał przy tym, że stawiane przed nim zadania będzie wykonywać należycie i sumiennie. Na spotkaniu przekazał informacje: o porannym spotkaniu dotyczącym kampanii przedwyborczej w organizacjach młodzieżowych na UŚ, o zadaniach uczelnianego komitetu propagandy i szkolenia” – relacjonuje oficer SB dokonujący werbunku agenta.
Zgodnie z regułami pracy SB w tym dniu zostało podpisane przez Jana Iwanka zobowiązanie do współpracy (mikrofilmy teczki pracy i personalnej agenta zachowały się w archiwum IPN).
W czasie pierwszego spotkania omówiono sposób kontaktu „Piotra” z oficerem prowadzącym: „Kontaktować się z SB TW >>Piotr<< będzie dzwoniąc na podany nr telefonu służbowego i domowego pracownika”.
W 1971 roku Iwanek znalazł się w składzie delegacji polskiej młodzieży na międzynarodowe seminarium w Saarbrucken (RFN). Składa Służbie Bezpieczeństwa raport z wyjazdu.
Ocalały dwa pokwitowania pieniędzy podpisane TW Piotr: jeden na kwotę 700 zł wypłaconych w dniu 9 marca 1972 roku oraz drugi – na 500 zł z dnia 15 lutego 1974 roku.

W aktach zachowała się taka pochlebna charakterystyka TW „Piotr” z 14 lutego 1976 roku:
[…] „W trakcie współpracy okazał się jednostką wartościową o dużej wiedzy teoretycznej, posiadającą szerokie kontakty w środowisku studenckim. Przekazał szereg ciekawych informacji o głównych działaczach młodzieżowego ruchu studenckiego. Od listopada 1974 roku jest członkiem PZPR. W związku z powyższym proponuję wyeliminowanie go z czynnej sieci TW, a materiały przekazać do archiwum Wydziału „C”. Spotkań kontrolnych nie przeprowadzono. Otrzymał kwotę 5700 zł tytułem współpracy” – pisał kier. Sekcji IV Wydziału III kpt. Aleksander Chmielewski.
Dziś Iwanek niewiele pamięta.
- Po powrocie z Panamy w 1984 roku na prośbę wywiadu napisałem ekspertyzę na temat sytuacji politycznej w tym kraju. Tego się nie wypieram, bo mówiłem o tym swoim kolegom na uczelni – mówi prof. Iwanek.
Tomasz Szymborski

sobota, 29 września 2007

Dyplom z inwigilacji

Praca dyplomowa „Główne kierunki operacyjnej ochrony Uniwersytetu Śląskiego w latach 1980-1982 na podstawie materiałów Wydz. III-1 WUSW w Katowicach” została napisana w 1984 r. Wyższej Szkole Oficerskiej MSW im. Feliksa Dzierżyńskiego w Legionowie.
Uniwersytet Śląski w rozumieniu SB był „ochranianym obiektem”. Ochrona UŚ w ramach sprawy obiektowej obejmowała młodzież, kadrę naukowo-dydaktyczną, wybitnych naukowców, osoby dopuszczone do prac tajnych, i takie, które kontaktowały się z obywatelami KK. Ochronę w esbeckiej nowomowie rozumiano jako „całokształt przedsięwzięć mających na celu niedopuszczenie do prowadzenia przez osoby z tego środowiska [tut. UŚl] działalności sprzecznej z programem i uchwałami Partii i Rządu w sferze polityczno-ideologicznej”.
Autor pracy, oficer SB, opisując jednostki organizacyjne UŚl stwierdził, że na 9 wydziałach (WPiA, WMFCh, WNS, WPiPS, WBiA, WRTv, WT, WFil, WNoZ) studiuje ok. 12 tysięcy studentów (w tym ok. 7,5 tys. na studiach stacjonarnych), kadra naukowo-dydaktyczna liczyła 1365 osób, a personel administracyjny składał się z 132 pracowników.
Esbek pisał, że środowisko UŚ zaktywizowało się po raz pierwszy w marcu 1968 r. Stawia tezę, że nie było wówczas odpowiedniej organizacji protestu, przede wszystkim z powodu braku przywódców, ponadto „nie stwierdzono istnienie żadnych nielegalnie działających komitetów studenckich”.
W okresie po wprowadzeniu stanu wojennego (do czasu wznowienia zajęć dydaktycznych) w zasadzie nie doszło na uczelni do prowadzenia wrogiej działalności. Jednocześnie „władze uczelni wspólnie z instancją partyjną” podjęły działania „których celem było właściwe przygotowanie uczelni do wznowienia zajęć dydaktycznych i zabezpieczenia przed ewentualnymi próbami wzniecenia niepokojów”. Wprowadzono nowy regulamin studiów, doraźnie wprowadzono wymóg uczęszczania na wykłady i terminowego zdawania zaliczeń i egzaminów, „a ponadto usankcjonowano specjalną pozycję komisarzy wojskowych na uczelniach”.
Praca "na obiekcie" sprowadzała się głównie do uzyskiwania informacji o wrogiej działalności. Kluczową rolę odgrywała „właściwa organizacja osobowych środków pracy i ich sprawne działanie”.
Oczywiście „podstawowym środkiem pracy operacyjnej” był TW. Podstawę jego pozyskania stanowiły: materiały kompromitujące, posiadane dowody przestępczej działalności, „obywatelska współodpowiedzialność za bezpieczeństwo i porządek publiczny”.
Pracownicy operacyjni zajmujący się ochroną obiektu UŚl w 1983 r. posiadali na kontaktach 32 TW, rekrutujących się spośród studentów i naukowców: 16 studentów i 16 pracowników naukowych.
  • Wydział Matematyki, Fizyki i Chemii - 1 naukowiec, 1 student
  • Wydział Prawa i Administracji - 1 naukowiec, 2 studentów
  • Wydział Nauk Społecznych - 1 naukowiec, 2 studentów
  • Wydział Pedagogiki i Psychologii - 1 naukowiec, 1 studentów
  • Wydział Biologii i Ochrony Środowiska - 1 naukowiec, 1 studentów
  • Wydział Techniki - 2 naukowców, 5 studentów
  • Wydział Filologii Polskiej - 2 naukowców, 5 studentów
  • Wydział Nauk o Ziemi - 1 naukowiec, 2 studentów
  • Wydział Radia i Telewizji - 2 pracowników kadry naukowej, 3 studentów
Łącznie - 12 TW wśród kadry naukowej i 22 agentów wśród studentów. To o 2 więcej, niż wynika z sumy agentury w obu środowiskach. Wynika z tego, że niektórzy agenci działali w obu środowiskach Uniwersytetu Śląskiego.
Zgodnie z zasadami "sztuki operacyjnej SB" sieć tajnych współpracowników powinna przy tym być celowo rozmieszczona, tak by kontrolować newralgiczne zagadnienie lub konkretne jednostki.

piątek, 28 września 2007

TW Andrzej idzie na urlop

Tajny Współpracownik idzie na urlop zdrowotny
Profesor prawa z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, który okazał się agentem bezpieki o pseudonimie „Andrzej” chce iść na roczny urlop naukowy.
We wtorek na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach odbyło się posiedzenie rady wydziału. Jednym z tematów było zajęcie stanowiska w sprawie prof. Arkadiusza Nowaka, który figuruje w archiwach jako tajny współpracownik SB o pseudonimie „Andrzej”. Z materiałów IPN wynika, że przez ponad 20 lat donosił na kolegów i współpracowników. Agenturalną przeszłość Nowaka opisał kilka tygodni temu „Dziennik”.
– Dziekan wydziału poinformował nas, że rano zadzwonił do niego prof. Nowak, który oznajmił, iż w związku z publikacjami prasowymi na jego temat wystąpi do Rektora UŚ o roczny urlop zdrowotny. Powiedział również, że w takiej sytuacji nie będzie obecny na posiedzeniu rady wydziału – stwierdził prof. dr hab. Czesław Martysz, prodziekan wydziału.
Arkadiusz Nowak jest specjalistą w dziedzinie prawa pracy, profesorem Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Nie wiadomo, w jakim stopniu w karierze prof. Nowaka pomógł mu „patronat” SB. Ale taki, co wynika z zachowanych w IPN dokumentów, był na pewno.
Karierę donosiciela Nowak rozpoczął jako student III roku Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Z SB A. Nowak współpracował do lat 80. Jako konsultant pisał ekspertyzy dla bezpieki. Zachowały się pokwitowania przyjętych pieniędzy (w sumie kilkadziesiąt tysięcy złotych) oraz prezentów. Napisał kilkaset donosów. Dzięki niektórym możliwe było złamanie wielu dobrze zapowiadających się karier naukowych. „TW „Andrzej” już w latach 70. donosił m.in. na Waleriana Pańkę (działacz opozycji, internowany w stanie wojennym, a w latach 90 – prezes Najwyższej Izby Kontroli) i prof. Wiesława Chrzanowskiego, współpracownika Prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego, a później założyciela ZChN.
Tomasz Szymborski

Jan Grabowski czyli TW Wisz

Sędzia NSA agentem SB
Jak wynika z dokumentów IPN Jan Grabowski, profesor prawa i sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego był Tajnym Współpracownikiem bezpieki pseudonim „Wisz”.

Profesor J. Grabowski jest kierownikiem Katedry Publicznego Prawa Gospodarczego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego, uczy też studentów w prywatnej uczelni – Górnośląskiej Wyższej Szkole Handlowej w Katowicach. Jego profesjonalizm został doceniony – Grabowski wspiął się na szczyt kariery naukowej i zawodowej. Tytuł profesora zwyczajnego uzyskał w 1997 roku, orzeka też od kilku lat w Izbie Gospodarczej Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie.
W archiwum IPN w Katowicach zachowały się dokumenty z których wynika, że Jan Grabowski w 1973 roku został Tajnym Współpracownikiem SB o pseudonimie „Wisz”. Był wówczas adiunktem na wydziale prawa. – Zachowała się teczka personalna TW i jego teczka pracy, w której jest kilka donosów złożonych przez Jana Grabowskiego – mówi dr Adam Dziuba, historyk z IPN, który bada inwigilację Uniwersytetu Śląskiego przez Służbę Bezpieczeństwa. – Zapytaliśmy profesora Grabowskiego, czy był Tajnym Współpracownikiem SB. - Nie byłem nigdy współpracownikiem SB. To nieprawda. Przecież jako sędzia NSA byłem lustrowany – stwierdza prof. Grabowski. – Jako sędzia profesor Grabowski składał oświadczenie lustracyjne, które było badane przez ówczesnego Rzecznika Interesu Publicznego – przyznaje w rozmowie z „Dziennikiem” Wojciech Sawczuk, asystent rzecznika prasowego NSA w Warszawie. Z metryki akta „Wisza” wynika, że miał je Rzecznik Interesu Publicznego. Nie wiadomo jednak, dlaczego do sądu lustracyjnego nie trafiła sprawa sędziego NSA.
Nazwisko Jana Grabowskiego miało się ukazać w pierwszej części zapowiadanego przez IPN katalogu osób pełniących funkcje publiczne. Publikację katalogów wstrzymano ze względu na wybory.
Pech Grabowskiego rozpoczął się 23 maja 1973 roku. W tym dniu obszerne doniesienie na jego temat oficerowi SB złożył TW „Andrzej”. Dziś wiadomo, że tym szpiclem był również prawnik, obecny profesor UŚ Arkadiusz Nowak. Machina ruszyła. – Informacje przekazane SB przez Nowaka na temat Grabowskiego były tak precyzyjne, że doprowadziły do werbunku nowego agenta. W czasie spotkania w Hotelu Katowice 14 lipca 1973 roku, aby skłonić Grabowskiego do współpracy kapitan Cichopek z grupy IV wydziału III katowickiej bezpieki, który „opiekował” się wydziałem prawa, zagroził, że wykorzysta kompromitujące materiały – mówi dr Dziuba.
Przestraszony kompromitacją w środowisku Grabowski uległ. Napisał i podpisał zobowiązanie do współpracy z SB. Przyjął pseudonim „Wisz”. Zwerbowany został – jak pisał kpt. Cichopek - w celu „zapewnienia dopływu informacji o działalności, postępowaniu i zachowaniu się osób wchodzących w zakres naszego zainteresowania” – czyli ludzi związanych z Uniwersytetem Śląskim.
- Według notatki kpt. Edmunda Cichopka poświęconej przebiegowi werbunku „Wisz” początkowo się wykręcał, zaprzeczał „kompr-materiałom”, jednak gdy esbek podał szczegóły, zagroził postępowaniem dyscyplinarnym, przystał na współpracę. Podał informacje dotyczące Arkadiusza Nowaka i studenta Zawodowego Studium Administracyjnego zamieszanego w sprawy protekcji i korupcji – opisuje historyk IPN.
„Wisz” zrewanżował się Nowakowi, składając w tym samym dniu na niego donos. Pisał w nim: „Tym co uderzało od samego początku jego pracy na uczelni było dążenie do wykorzystywania swego stanowiska dla uzyskiwania różnego rodzaju korzyści osobistych. Jeszcze będąc stażystą wyrażał często pogląd, że prowadzenie zajęć na studiach dla pracujących daje duże możliwości dodatkowych dochodów, gdyż studenci, jeśli grozi im brak zaliczenia lub oblanie egzaminu gotowi są wiele dać i załatwić. Wiele wskazuje, że mgr Nowak – z chwilą gdy objął zajęcia z prawa pracy zaczął swoje «teorie» wprowadzać w czyn” – donosił „Wisz”.
Agentem SB „Wisz” nie był długo. W styczniu 1974 r. okazało się, że Grabowski opowiedział na wydziale, że ma kontakty z SB. Jednak kontakty postanowiono kontynuować, na co „Wisz” się zgodził. Była to nieudolna próba zerwania z bezpieką. W instruktażu przeprowadzanym z podczas każdego spotkania z konfidentem, funkcjonariusze zawsze przestrzegali przed dekonspiracją w środowisku i jej konsekwencjami.
- W czasie swej współpracy z SB, która trwała rok, „Wisz” przekazał sześć informacji. Oceniono, że złożył trochę wartościowych doniesień, lecz okazał się niesolidny, współpracował niechętnie. W grudniu 1974 r. wstąpił do PZPR. Ponieważ członkowie partii tylko w wyjątkowych przypadkach mogli być agentami SB, zrezygnowano z jego współpracy – dodaje dr Dziuba. Była to druga, tym razem skuteczna, próba Grabowskiego wyrwania się z macek SB. By wstąpić do PZPR, „Wisz” musiał wystąpić ze Stronnictwa Demokratycznego, do którego wcześniej, jeszcze pracując na UJ w Krakowie, należał.
Zachowały się donosy „Wisza, w tym m.in. na prof. dr Karola Sobczaka („Nie jest człowiekiem łatwym we współżyciu ze względu na niezrównoważony i wybuchowy charakter. W chwilach uniesienia, które zdarzają mu się dość często, potrafi być przykry dla otoczenia i współpracowników”) i młodego dr Jacka Wodza: („Ukończył dwa fakultety. Biorąc pod uwagę młody wiek rokuje duże nadzieje na przyszłość”.)
Tomasz Szymborski

Senat w sprawie Tajnych Współpracowników SB


Uchwała Senatu UŚ z 25 września 2007 r.

W związku z przypadkami współpracy niektórych nauczycieli akademickich Uniwersytetu Śląskiego ze służbami specjalnymi PRL Senat Uniwersytetu Śląskiego potępia postępowanie osób, które działały na szkodę innych ludzi, a także organizacji oraz instytucji i tym samym sprzeniewierzyły się podstawowym wartościom zawodu nauczyciela akademickiego, a zwłaszcza wymogowi zachowania nienagannej postawy etycznej.
Senat uważa, że fakty te muszą być uwzględniane we wszystkich postępowaniach uniwersyteckich, w których postawa etyczna jest brana pod uwagę. Upływ czasu nie jest w tym przypadku czynnikiem łagodzącym haniebność dokonanych czynów. Szczególny charakter zawodu nauczyciela akademickiego sprawia, że do jego wykonywania nie wystarczają tylko kompetencje merytoryczne, ale równie ważna jest postawa etyczna.

Jednocześnie, Senat Uniwersytetu Śląskiego opierając się na źródłach historycznych podkreśla, że zdecydowana większość nauczycieli akademickich zachowała się godnie w czasach zniewolenia. Jest wiele przykładów postaw bezkompromisowych wobec aparatu władzy — ludzi, którzy pozostali wierni idei uniwersytetu jako miejsca poszukiwania prawdy i wolnej myśli. Uniwersytet Śląski jak żadna inna polska uczelnia w okresie stanu wojennego został poddany bezprecedensowym represjom łącznie z aresztowaniem Rektora prof. dr. hab. Augusta Chełkowskiego i Prorektor prof. dr hab. Ireny Bajerowej. Z jednej strony świadczy to o stopniu inwigilacji jego społeczności, do której władza nie miała zaufania, a z drugiej o skali zaangażowania pracowników uczelni w ruch wolnościowy. Dlatego uznajemy za bezpodstawne, niesprawiedliwe i krzywdzące wszelkie uogólnienia oparte na jednostkowych przypadkach haniebnych zachowań niektórych pracowników. Takie uogólnienia bezkrytycznie powielające propagandowe hasła komunistyczne są szczególnie krzywdzące dla większości członków społeczności Uniwersytetu Śląskiego, którzy w trudnych chwilach zachowali się godnie i mają prawo być dumni z osiągnięć Alma Mater Silesiensis.
Senat Uniwersytetu Śląskiego za właściwe uznaje poszukiwanie prawdy o przeszłości Uczelni i przygotowanie wnikliwego raportu w tej sprawie przez senacką Komisję Historyczną.

wtorek, 31 lipca 2007

Naukowe kariery uniwersyteckich agentów



Naukowe kariery uniwersyteckich agentów
Uniwersytet Śląski, a zwłaszcza niektóre jego wydziały, to prawdziwa kuźnia kadr aparatu partyjnego. Tajnymi współpracownikami byli wybitni dziś profesorowie i autorytety w wielu dziedzinach.


Niemal wszyscy naukowcy Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach znajdowali się pod czujnym nadzorem Służby Bezpieczeństwa. Większość oficerów SB doskonale znała śląską uczelnię, jej wykładowców i studentów. Niektórzy z funkcjonariuszy mogli się nawet pochwalić stopniem magistra zdobytym podczas studiów na filologii polskiej czy prawie.
Uniwersytet Śląski nie był bowiem typową uczelnią. Założony w 1968 roku z inicjatywy ówczesnego I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR Edwarda Gierka miał być kuźnią partyjnych kadr. Tu - w odróżnieniu od innych uczelni - trudno było znaleźć niepokornych profesorów. Ba, w pierwszych latach istnienia nawet ci partyjni nie za bardzo chcieli tu wykładać.
Plotka głosi, że aby zajęcia mogły odbywać się normalnie, sprowadzono doraźnie wykładowców z ZSRR. Nie trudno więc zrozumieć, dlaczego akurat ta uczelnia cieszyła się szczególnymi względami bezpieki. Zwłaszcza wydziału III SB. "W kwietniu 1985 roku w szkołach wyższych na Śląsku było 183 tajnych współpracowników, pół roku później - już ponad 200. Do tej pory znamy nazwiska jedynie kilku szczególnie gorliwych donosicieli. Współpracowali z SB, z własnej woli donosili na kolegów i w większości przypadków brali za to pieniądze" - mówi Adam Dziuba, historyk IPN, który bada inwigilację Uniwersytetu Śląskiego przez Służbę Bezpieczeństwa.

Komisja Historyczna kontra IPN

Senat Uniwersytetu Śląskiego zdecydował o powołaniu Komisji Historycznej, która też będzie prześwietlała przeszłość pracowników uczelni. "Komisja zbada materiał dostępny w Instytucie Pamięci Narodowej i archiwum uczelni oraz pokaże zarówno negatywne przykłady zachowań, jak i te heroiczne działania pracowników UŚ w latach 1968 - 1990" - mówi Jolanta Talarczyk, rzeczniczka uniwersytetu. Na razie komisja nie ogłosiła jednak nazwiska żadnego naukowca śląskiej uczelni uwikłanego we współpracę z komunistycznymi służbami bezpieczeństwa.
Doktor Dziuba w czasie swoich badań natknął się w archiwum IPN jednak na wiele teczek agentów, którzy dzisiaj są szanowanymi naukowcami i cieszą się autorytetem w swoim środowisku. Władze uczelni będą miały więc do rozwiązania duży problem. "Jeżeli któryś z agentów szkodził ponad wszelką wątpliwość swymi donosami innym, nie widzę możliwości współpracy z nim. Jednak nawet w przypadku udowodnionej i szkodliwej współpracy z SB nie mogę go zwolnić ze względu na brak stosownych przepisów. Do tej pory jedynie dwie osoby przyszły do mnie i opowiedziały o swoich kontaktach ze Służbą Bezpieczeństwa za czasów młodości" - wyznaje profesor Janusz Janeczek, rektor katowickiego Uniwersytetu.
W kilku przypadkach nawet Dziubę, doświadczonego historyka z IPN, zaskoczyły rozmiary współpracy pracowników śląskiej uczelni. "Chyba najbardziej drastycznym przykładem człowieka, któremu współpraca z esbecją pomogła wkarierze, jest profesor Arkadiusz Nowak, obecnie autorytet z zakresu prawa pracy. Tajnym współpracownikiem został w 1969 roku, kiedy był studentem prawa Uniwersytetu Śląskiego. Przyjął najpierw pseudonim , a potem , złożył też pierwszy donos. Zachowało się pokwitowanie świadczące o tym, że kilka miesięcy później przyjął pierwsze wynagrodzenie" - mówi dr Dziuba.Od agenta do profesoraArkadiusz Nowak swoją współpracę z bezpieką zaczynał jako TW, ale w latach 80. był też konsultantem służb o pseudonimie "Ewa". Pisał ekspertyzy z zakresu prawa rolnego i gruntowego. Równocześnie rozwijała się jego kariera naukowa. Co ciekawe, z notorycznego repetenta zmienił się w nieomal wzorowego studenta, przewodniczącego roku. Napisał też doktorat, zrobił habilitację.
Tak naprawdę nie wiadomo jednak, w jakim stopniu karierze Nowaka pomógł "patronat" SB. Choć to, że miał on miejsce - bezdyskusyjnie wynika z zachowanych w IPN dokumentów. 21 maja 1971 r. naczelnik Wydziału III katowickiej SB wnioskował do I zastępcy komendanta wojewódzkiego MO ds. SB pułkownika Stanisława Opitka o "udzielenie pomocy ob. Nowak Arkadiuszowi, studentowi IV roku Wydziału Prawa Uniwersytetu Śląskiego, przy ubieganiu się o przyjęcie na staż asystencki.
Podejmowanie decyzji w tej kwestii przez władze uczelni uzgadniane jest z Komitetem Wojewódzkim PZPR" stąd istnieje potrzeba zainicjowania kandydatury w/w przez władze partyjne". Na piśmie z datą 2 lipca 1971 r. figuruje odręczna adnotacja: "Uzgodniono załatwienie pozytywne z tow. Ujejskim. Rozmowy przeprowadził płk St. Opitek". Historyk z IPN nie ma wątpliwości, że z taką rekomendacją na pewno Nowakowi było łatwiej.TW "Andrzej" był kontrolowany też przez innych konfidentów. W 1973 r. doniesienie o nim złożył TW "Wisz". Znał Arkadiusza Nowaka jeszcze z czasów studiów. Zdziwiło go, że został asystentem. "Tym, co uderzało od samego początku jego pracy na uczelni, było dążenie do wykorzystywania swego stanowiska dla uzyskiwania różnego rodzaju korzyści osobistych.
Będąc stażystą, wyrażał często pogląd, że prowadzenie zajęć na studiach dla pracujących daje duże możliwości dodatkowych dochodów, gdyż studenci - jeśli grozi im brak zaliczenia lub oblanie egzaminu - gotowi są wiele dać i załatwić. Wiele wskazuje, że mgr Nowak - z chwilą gdy objął zajęcia z prawa pracy, zaczął swoje >teorie<>

Arkadiusz Nowak w swojej karierze napisał kilkaset donosów! TW "Andrzej" już w latach 70. donosił m.in. na Waleriana Pańkę (działacz opozycji, internowany w stanie wojennym, a w latach 90. prezes Najwyższej IzbyKontroli - przyp. red.) i prof. Wiesława Chrzanowskiego, współpracownika prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego, a później założyciela ZChN. Nowak dostarczał SB informacje wykorzystywane przeciwko jego kolegom naukowcom. To jego donos wykorzystał funkcjonariusz, by zaszantażować i skłonić do współpracy "Wisza", pisał też m.in. o dziekanie Romanie Jasicy, Henryku Goiku, Marcinie Kudeju.

"Pierwsze doniesienie na temat Pańki, wówczas docenta doktora, złożył w styczniu 1976 r. Pisał, że Pańko podkreśla swoje związki z Henrykiem Rechowiczem, ówczesnym rektorem. Miał od niego mieć informacje o planowanych reformach w szkolnictwie wyższym. I że na Uniwersytet Śląski trafi niebawem spora grupa sowieckich profesorów, co oceniał jako wyraz szczególnego lizusostwa rektora. Mówił o konfliktach już zatrudnionych "sowietników" z asystentami i podkreślał, że profesorowie ci w rzeczywistości byli funkcjonariuszami NKWD - dodaje Adam Dziuba.Doskonałe kontakty "Nowaka" w środowisku naukowym zainteresowały także Departament III MSW, dokąd trafiały niektóre z jego doniesień. 23 marca 1983 r. konsultant "AN" (czyli najprawdopodobniej Nowak, bo konsultantów skrywano w raportach pod inicjałami) przekazał informację Służbie Bezpieczeństwa, że na uczelni prawdopodobnie działają dwa punkty konsultacyjne dla byłych działaczy "S" i internowanych. Jeden miał się mieścić w gabinecie Pańki, drugi w bibliotece. Doradztwem w owych punktach ponoć zajmowali się profesor Jończyk z Wrocławia, profesor Stelmachowski oraz docent Pańko. Ta trójka miała też opracować petycję do Sejmu.
Postanowiliśmy zadzwonić do domu profesora Arkadiusza Nowaka, aby zapytać, czy był konfidentem SB i czy przyznał się do tego w złożonym oświadczeniu lustracyjnym. "Na temat tego, co robiłem, nie będę rozmawiał z nikim" - powiedział profesor Nowak. Nie zgodził się też na spotkanie.


"Arski" boi się FBI


Współpracownikiem SB - pseudonim "Arski"- był również profesor Janusz Arabski, znany anglista, dyrektor Instytutu Języka Angielskiego Uniwersytetu Śląskiego. Zwerbowany został w 1968 roku na "zasadzie dobrowolności". Arabski, wówczas asystent na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, składał donosy na pracowników konsulatu USA, ich kontaktów, swoich kolegów i współpracowników. Po dwóch latach bezpieka zorientowała się, że jest on członkiem PZPR.
Mimo że werbunek takich osób nie był dozwolony i często stanowił dobry pretekst do zerwania współpracy, Arabski tego nie zrobił. "TW wyraża zgodę na kontynuowanie współpracy z naszą służbą po przeniesieniu się do Katowic. Podejmie współpracę z osobą, która powoła się na >pana Franciszka z Poznania<" - melduje esbek. Tak też się stało. "Arski" kontynuował kontakty z SB. Robił karierę. Wyjeżdżał często za granicę. Ale w listopadzie 1983 roku oficer służb specjalnych Jerzy Maśnica - oficer prowadzący - spotkał się z nim w Katowicach po jego powrocie z USA. Agent skarżył mu się "na nielojalność aparatu wobec jego osoby" i odmówił dalszej współpracy. Co tak zdenerwowało agenta? W USA Arabski został przesłuchany przez FBI. Zarzucono mu współpracę z SB i wykonywanie zadań dla polskiego wywiadu na terenie Stanów Zjednoczonych. FBI wiedziało, że nosi pseudonim "Arski". Grożono mu deportacją do Polski. ">Arski<>Arski<> >kolegów z Warszawy< (Departament I MSW - przyp. red.), twierdząc, że on bardziej konspiruje się przed żoną" - pisze do swoich przełożonych kapitan Maśnica. Okazało się potem, że powodem wpadki agenta była zdrada szyfranta z polskiej ambasady w Waszyngtonie. 15 marca 1985 roku rozwiązano współpracę z TW "Arski", a materiały przekazano do archiwum. Oprócz meldunków w zasobach IPN do dzisiaj zachowało się pokwitowanie za wręczoną agentowi "paczkę z artykułami konsumpcyjnymi o wartości 444,70 zł (dołączono rachunek)". "Dopiero od pana dowiedziałem się, że byłem tajnym współpracownikiem SB. Przecież teraz kontakty ze służbami specjalnymi są również praktykowane. Wtedy przychodzili ludzie, którzy mówili, że są z wywiadu lub kontrwywiadu - i rozmawialiśmy. W 1983 roku FBI próbowało mnie oskarżyć o szpiegostwo i nie chciało przedłużyć wizy amerykańskiej. W Polsce, po powrocie, w odwecie za odmowę współpracy zablokowano mi paszport" - mówi nam Arabski. Jest zaskoczony, kiedy od reportera DZIENNIKA dowiaduje się, że wywiad i kontrwywiad były częścią Służby Bezpieczeństwa.


"Piotr" jest wartościowy


Profesor Jan Iwanek, dyrektor Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa, był agentem SB o pseudonimie "Piotr" od 1972 roku. Na współpracę zgodził się dobrowolnie jako student III roku prawa UŚ. W aktach zachowała się charakterystyka TW "Piotr" z 14 lutego 1976 roku: "[.] W trakcie współpracy okazał się jednostką wartościową o dużej wiedzy teoretycznej, posiadający szerokie kontakty w środowisku studenckim. Przekazał szereg ciekawych informacji o głównych działaczach młodzieżowego ruchu studenckiego. Od listopada 1974 roku jest członkiem PZPR. W związku z powyższym proponuję wyeliminowanie go z czynnej sieci TW, a materiały przekazać do archiwum wydziału >C<. Otrzymał kwotę 5700 zł tytułem współpracy" - raportuje kierownik sekcji IV Wydziału III SB w Katowicach - kapitan Chmielewski. W IPN zachowały się dwa pokwitowania odbioru pieniędzy podpisane TW "Piotr". - To było bardzo dawno, bo ponad 30 lat temu, dlatego niewiele pamiętam. Nikomu chyba nie wyrządziłem krzywdy? - pyta retorycznie Iwanek, zagadnięty o tę część swojego życiorysu. Służby jednak pamiętały o swoim dawnym współpracowniku. "Po powrocie z Panamy w 1984 roku, na prośbę wywiadu MSW, napisałem ekspertyzę na temat sytuacji politycznej w tym kraju" - przyznaje profesor.


"Lester" unika spotkań


Agenturalną przeszłość ma także anglista, profesor Wojciech Kalaga. "Zobowiązanie do współpracy z SB podpisał wiosną 1976 roku. Pracował wtedy na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Został zarejestrowany jako TW "Lester". Agentem był przez niecały rok" - mówi dr Dziuba z IPN. "Lester" sześć razy spotkał się z oficerem SB i złożył kilka donosów - głównie na temat "obywatela Wielkiej Brytanii, który przebywał w Polsce na jego zaproszenie".
Kalaga odmówił dalszej współpracy, pisząc w liście przekazanym oficerowi SB: "Czuję się głębokim patriotą i zawsze jestem gotów tego dowieść, nie mogę jednak postępować wbrew socjalistycznej etyce nauczyciela i marksistowskiej, a także ogólnoludzkiej etyce pracownika naukowego. [.] Dwulicowość wobec przedstawiciela nauki, choćby był to obcokrajowiec, kłóci się z etyką naukowca w socjalizmie [.]". To wystarczyło, aby Kalaga przestał być TW.


Filolog na kontakcie


Informatorem bezpieki - pseudonim "Irek" - okazał się także profesor Ireneusz Opacki, jeden z najwybitniejszych polskich literaturoznawców. W 1975 roku, kiedy zaczął współpracę z SB, był jeszcze wykładowcą na KUL w Lublinie, ale szykował się do przenosin na uniwersytet do Katowic.

"Rozmowy wykazały swobodę i brak oporów ze strony kandydata na kontakty z naszą Służbą. Twierdził, że traktuje naszą robotę jak każdą pracę, a ponadto uważa ją za ciekawą. Rozumie konieczność , gdyż dobrze zna to środowisko. [...] Twierdzi, że wszelkie więzy z KUL zerwał już dawno. Drażnią go zachowanie i pozy tych ludzi, których dobrze zna, oraz ich zakłamanie i obłuda. Nie widzi siebie na . Pragnie pracować na uczelni, gdzie będzie widział przed sobą perspektywę społecznie użytecznej pracy i będzie mógł wychować młodych adeptów pracy naukowej" - pisze Ryszard Zawilski, oficer SB z Lublina, który dokonał werbunku naukowca.
Jednak zobowiązania "Irka" do współpracy z SB nie ma. Dlaczego? "Odstąpiłem od pobierania zobowiązania na piśmie. Uzyskałem zgodę TW na opracowanie na maszynie pełnych informacji i charakterystyk dotyczących znanych TW pracowników Wydziału Nauk Humanistycznych KUL" - wyjaśnia esbek. "To było czasem praktykowane,głównie w przypadku duchownych, ale nie tylko" - mówi dr Dziuba.
Pierwsze informacje "Irka", które zachowały się na mikrofilmach, dotyczyły właśnie katolickiej uczelni. Scharakteryzował osoby pracujące w administracji KUL - m.in. ks. Rybczyńskiego - przekazał SB do wglądu pracę magisterską Barbary Dubyny napisaną u docent Marii Jasińskiej na temat "Szaleńcy Boży - Zofii Kossak-Szczuckiej".
W 1979 roku zapadła dycyzja o rozwiązaniu współpracy z TW "Irek", a akta przekazano do wydziału "C" i złożono w archiwum. Powodem była nieprzydatność naukowca dla bezpieki, który od dłuższego czasu unikał spotkań z oficerami resortu MSW. " Szkoda, że profesor nie żyje i nie może nam wszystkiego wytłumaczyć. Może wydawało mu się, że jest Konradem Wallenrodem i zachowa nad tymi kontaktami kontrolę? W latach 70. czytał ze studentami Miłosza, Herberta, Barańczaka, nieprawomyślnych poetów emigracyjnych. Na wykładach otwarcie używał nazwisk i cytatów, komentował w czasie wykładów wydarzenia polityczne. Pamiętam, że wspominał, iż jeszcze na KUL-u miał z tego powodu przykrą rozmowę z oficerem SB" - wyznaje znajoma Opackiego.
W 1980 roku profesor został założycielem "Solidarności" na Uniwersytecie Śląskim. Był tak aktywnym działaczem związku, że przygotowano nawet wniosek o jego internowanie w czasie stanu wojennego. Władze nie zdecydowały się na taki krok. W 1982 Opacki został odwołany ze stanowiska prorektora. "W czasie najgorszych prześladowań po wprowadzeniu stanu wojennego Opacki walczył o zwolnienie z obozów internowanych kolegów. Potem - gdy zostali wyrzuceni z pracy - angażował się w ich obronę przed rektorem i senatem UŚ" - mówi Dziuba.
Dwa lata później Opackim zainteresowała się ponownie bezpieka. Tym razem został figurantem - czyli rozpracowywano go przez SB - w ramach sprawy ewidencyjnej "Kleryk". Podsłuchiwano go, sprawdzano listy. Interesowała się nim Samodzielna Grupa Operacyjna MSW do sprawy kryptonim "Zagłębiacy".

"Mimo że SB udało się zwerbować całe mnóstwo naukowców, trzeba też powiedzieć, że bezpieka ponosiła porażki" - podkreśla historyk IPN. "W latach 80. nie udało się na przykład rozpracować profesora Augusta Chełkowskiego, jedynego rektora w Polsce, który został internowany, oraz zwerbować jego oponenta profesora Jerzego Warczewskiego. Fizyk po prostu odmówił współpracy" - kończy Dziuba.
Ogółem lustracji podlegało 1600 pracowników naukowych Uniwersytetu Śląskiego, który od czasu powstania nazywano "Czerwonym uniwersytetem". Żadna inna uczelnia w Polsce nie była tak zindoktrynowana jak UŚ. Niektóre jego wydziały były prawdziwą "kuźnią kadr" aparatu partyjnego i bezpieczeństwa. Jednocześnie w żadnej innej uczelni w stanie wojennym nie było tak licznych internowań pracowników, studentów i naukowców.