poniedziałek, 14 grudnia 2009

TW Rzecznik

Oddziałowe Biuro Lustracyjne w Katowicach skierowało dziś do Sądu Okręgowego w Katowicach wniosek o wszczęcie postępowania lustracyjnego wobec adwokata Marka Lubelskiego oraz o wydanie przez Sąd orzeczenia stwierdzającego, że złożył on niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne.

W złożonym w dniu 12 lutego 2008 r. oświadczeniu lustracyjnym Marek Lubelski potwierdził podpisanie zobowiązania o współpracy z SB oraz kilkakrotne kontakty z funkcjonariuszem SB ale stwierdził, że zobowiązanie podpisał zmuszony do tego szantażem niezwolnienia go z internowania, a jego kontakty nie były faktyczną współpracą, lecz, poprzez przekazywanie nieprawdziwych informacji, wprowadzaniem funkcjonariusza SB w błąd i chronieniem kolegów i rodziny.

W ocenie prokuratora OBL zgromadzony materiał dowodowy świadczy jednak o tym, że w okresie od grudnia 1981 r. do grudnia 1982 r. Marek Lubelski był świadomym tajnym współpracownikiem SB i przekazywał prawdziwe informacje dotyczące pracowników i studentów Wydziału Prawa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Po tym rocznym okresie Marek Lubelski odmówił dalszej współpracy z SB.

wtorek, 27 października 2009

II Raport Senackiej Komisji Historycznej

II Raport Senackiej Komisji Historycznej UŚ (część 1)
(na podstawie kwerend prowadzonych przez Senacką Komisję Historyczną w zasobach Instytutu Pamięci Narodowej Oddziału w Katowicach oraz innych dokumentów)

Opozycja polityczna w Uniwersytecie Śląskim

Uniwersytet Śląski nie jest przechowalnią ludzi, którzy prowadzą wrogą działalność (Cytat z protokołu z plenarnego posiedzenia KU PZPR UŚL z dnia 30 marca 1982) I Uwagi wstępne Archiwum Senackiej Komisji Historycznej utworzone na podstawie zbiorów Instytutu Pamięci Narodowej Oddziału w Katowicach pozwala prowadzić wielorakie badania z pogranicza różnych nauk (historia, psychologia, socjologia, etyka, nawet filologia polska), ponieważ językowy obraz świata, wyłaniający się z notatek i dokumentów wytworzonych przez Służbę Bezpieczeństwa ma charakter aberracji antropologicznej.
Jest to zjawisko w skali ogólniejszej już opisane przez badaczy.
„Zazwyczaj interpretuje się człowieka jako ofiarę systemu totalitaryzmu komunistycznego w kategoriach homo sovieticus (Zinowiew, Tischner). Odsłania ona istotne obszary wywłaszczenia i wyobcowania (alienacji) człowieka w sferze pracy, władzy, godności. Na tym tle pojawiają się jeszcze inne aspekty aberracji antropologicznej, polegające na istotnym naruszeniu prawdy i wolności […]” (Paweł Bortkiewicz).

W skali Uniwersytetu Śląskiego te zjawiska przebiegały tym ostrzej, że Uczelnia ta miała być w założeniu tych, którzy powoływali ją do istnienia, modelową uczelnią socjalistyczną. Musiano się więc uporać przede wszystkim z wielowiekową tradycją uniwersytecką, z istoty swej odległą od „najlepszego z ustrojów”. Było więc tak, jak w komunistycznej doktrynie. Niszczono to, co niszczyć wypadało i tworzono to, co utworzyć należało (Janusz Goćkowski).
Całkowite odmienienie przestrzeni Uniwersytetu przez „nowy” ład społeczny nie mogło się jednak powieść, bo UŚ tworzyli przede wszystkim uczeni, uformowani wcześniej przez znakomite Uniwersytety (Stefana Batorego w Wilnie, Jana Kazimierza we Lwowie, Jagielloński, Warszawski, Adama Mickiewicza w Poznaniu, Wrocławski), w których etos naukowca był nie do naruszenia. Oni z kolei kształcili kolejne pokolenia.

Wprawdzie Stefan Kozicki w bardzo ostrym reportażu „Na Wysokich piętrach” pisze o Uniwersytecie Śląskim, że „Młoda ta uczelnia, nie mając żadnych zobowiązań moralnych wobec minionych wieków, otwarcie zabiega o to, aby patronat rządzącej partii był szczególnie widoczny” i dalej dodaje:
„Idąc korytarzem gmachu zajmowanego głównie przez Instytut i Wydział Nauk Społecznych, dostrzegam wśród wywieszek informujących o rozkładach zajęć nazwiska, znane mi z innego gmachu, czyli z Komitetu Centralnego w Warszawie […]. Czytam je bez zdziwienia, choć startowałem jako reporter w okresie, kiedy działacze polityczni w życiu, że tak powiem najchętniej legitymowali się umiejętnością strzelania z pistoletu i pistolety właśnie – nie dyplomy naukowe i konspekty uniwersyteckich wykładów spoczywały w szufladach ich biurek”.

Ten sąd, zamieszczony w ogólnopolskim czasopiśmie zrobił swoje: nazwa „czerwony uniwersytet” była teraz oczywistością. Było to rzecz jasna wrażenie kogoś, kto załatwia swoje porachunki, ale trzeba też pamiętać, że redaktorem naczelnym „Miesięcznika Literackiego” był Włodzimierz Sokorski, znany ze specyficznego poczucia humoru. Jedną z socjotechnik komunistycznych była dywersja, następnie destrukcja, w końcu terror i tworzenie na użytek władzy „specjalnej aksjologii”, a nauka i oświata musiały być poddane czujniejszej kontroli. Dzięki niej miał powstać „inny” uniwersytet, zbliżony do Innego świata Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Miał w takich uczelniach królować homo sovieticus (Józef Tischner) ponieważ władzy budującej nowy ład wszystko było wolno.

Zwalczano więc wyznawców religii innej, niż partyjna, twórców innych doktryn politycznych, dbano o „czystość” ideową szeregów partyjnych, marginalizowano „nie swoich” („to nie jest nasz człowiek”), niszczono tradycje kulturowe i historyczne, tworzono obszary badań „zakazanych”. A wszystko to przebiegało między perswazją (rozmowa ostrzegawcza) a represją (zwolnienie z pracy, pomijanie w awansach, potem w stanie wojennym internowanie).
W zgromadzonych przez Komisję aktach widać to znakomicie i warto prześledzić, jak akcja wywoływała reakcję, a napór rodził odpór.
***
„Fanatyk religijny”, „nosił w klapie znaczek Solidarności” „zakamieniały Piłsudczyk”, „negatywnie ustosunkowany do PRL”, „utrzymujący kontakt z ks. Stanisławem Puchałą” – powyższe określenia zestawione razem robią wrażenie czegoś absurdalnego, bo mogą być traktowane zarówno jako komplementy, jak i obiektywne stwierdzenia, ale także elementy nowomowy. To ostatnie określenie jest najbliższe prawdy, gdyż owe cytaty zostały zaczerpnięte z akt osobowych pracowników UŚ, będących w centrum zainteresowania i budzących niepokój SB.

Jeśli posłużyć się pojęciem „języka etycznego” (J. Puzynina), można by zauważyć, że aksjologia tej mowy jest wewnętrznie sprzeczna. Oto mamy następujące stwierdzenie: „jest świetnym polonistą o gruntownej i rozległej wiedzy, jednak bezwzględnie dawnego, burżuazyjnego typu o nachyleniu nacjonalistycznym”. Człon pierwszy jest aprobatą w najwyższym stopniu, akcentowaniem tego, co w warsztacie uczonego humanisty jest najcenniejsze, ale człon drugi ma charakter negatywny. Określenia „burżuazyjny” i „nacjonalistyczny” były wyrokiem na naukowca. Albo inny przykład: „jest kobietą pyskatą i mówi, co myśli”- to znaczy odważną i prawdomówną. Tym razem jest trochę à rebours, a nauka płynąca z owego zestawienia była oczywista: nie należy mówić tego, co się myśli, jest to pochwała kłamstwa i fałszu i typowy przykład świata „odwróconego dekalogu”. Negacja jest więc w pierwszym członie, pochwała dość wątpliwa, a raczej przewrotna – w drugim. I jeszcze jedno curiosum: „(…) ostentacyjnie przystąpił do komunii św. podczas mszy za śp. Prof. Pawlikowskiego”. Ten cytat już nie potrzebuje żadnych komentarzy, choć może warto dodać, że zestawienie tego, co najczystsze i najświętsze z demonstracją jest przedziwnym „oksymoronem”.

Dokonane przesunięcia znaczeń powodują, że to, co absolutnie pozytywne staje się wątpliwe, a nawet naganne: oto nie należy mówić tego, co się myśli, należy własne myśli cenzurować, a to, co pozytywne, staje się dwuznaczne. Z tych określeń oraz jeszcze innych wyłania się obraz „zagrożeń”, przed którymi władza ludowa chciała ustrzec społeczność uniwersytecką, zwłaszcza studentów. Można generalnie wymienić trzy takie zagrożenia: działanie w „Solidarności”, niechęć wobec ustroju i sojuszników PRL („wrogo nastawiony do PRL i ZSRR”) i związki z Kościołem Katolickim. Słowo „zagrożenie” ma w nowomowie swoje specjalne miejsce. Michał Głowiński pisze o dwuznaczności tego słowa i wykorzystywaniu go z premedytacją. Zagrożeniem może być wszystko, co godzi w istniejący system. Idzie o to, by uciec jak najdalej od realnego powodu do niepokoju, a wskazać obszar jak najbardziej od niego odległy i też budzący niepokój, ale z innej przyczyny, tak jak nie nazywało się kiedyś strajków strajkami, lecz były to „przestoje w pracy”, krytyka władzy czy żądania rewindykacyjne.

„Ujawnia się tu stary partyjny proceder propagandowy, odpowiadający zresztą, być może, szczerze żywionym przekonaniom partyjnym przywódców, że to, co jest zagrożeniem dla nich, jest zagrożeniem dla kraju, Polski, ojczyzny, narodu. Przyzwyczaili się oni bowiem do utożsamień tego rodzaju – i nie mogą się od nich uwolnić”. Zawężając więc owo twierdzenie wolno sądzić, że to, co było „zagrożeniem” dla „władców” Uniwersytetu Śląskiego i wyznawanej przez nich ideologii, a także dla KU PZPR czy lokalnej władzy, było zagrożeniem dla samego Uniwersytetu. Tymczasem było przecież zupełnie odwrotnie, uwolnienie się od swoistego „patronatu”, było tej Uczelni szansą. Prawdziwym „zagrożeniem” dla rządu i partii była sama istota ruchu „Solidarnościowego”, nie godzącego się na partyjne rządy i ujawniającego prawdziwą sytuację Polski. Zagrożeniem była z tego samego powodu każda krytyka systemu i władzy godzącej przecież w najżywotniejsze interesy narodu i przez ten naród nieakceptowanej. W końcu zagrożeniem był Kościół Katolicki, jako obszar wolności i protestu przeciw fałszowi, deprawacji i nie przebierającej w środkach ateizacji narodu. Ponieważ jednak takie zarzuty same w sobie de facto były absurdalne więc dokonywano ich swoistej hiperbolizacji, aby wywrzeć wrażenie na odbiorcy. Stąd pojawiają się takie słowa, jak: wrogi, ekstremalny, negatywnie oddziaływujący na studentów.

Nie trudno tu nie zauważyć nawet prób militaryzacji języka, jak i ośmieszenia konkretnych osób poprzez epitety typu „aktywista katolicki”, „pyskata”, „klerykał”. Temu samemu być może miały służyć kryptonimy nadawane sprawom operacyjnego rozpoznania: „Wieszcz”, „Muza”, „Historyk”, „Chadek”, „Duet”, „Nawiedzona”.
Szeroka gama postaw od zdeterminowanych opozycjonistów, których w końcu osadzano w więzieniach, obozach dla internowanych, usuwano z pracy, wzywano na „rozmowy ostrzeżeniowe” (rodzaj perswazji) – do tych, których nawet nie ma imiennie w aktach, ale którzy odmawiali, nie bacząc na konsekwencje, wstąpienia do partii lub w stanie wojennym wyrzucali gniewnie legitymacje partyjne, i tych, którzy odważnie podsuwali studentom „zakazane lektury” i na wykładach jasno oddzielali prawdę od kłamstwa ukazując swój świat wartości, świadczy najlepiej o prawdziwej atmosferze na Uczelni. Można było na propozycję współpracy z SB zareagować bojowo:

„Na telefoniczną prośbę umówienia spotkania stwierdziła, że może rozmawiać z SB tylko i wyłącznie po otrzymaniu oficjalnego wezwania. Potwierdziła, że „Służba [SB] [...] jest spadkobiercą „tradycji UB””. W takiej sytuacji podejmowano „ustalenie celów pobudek, motywów i działalności figurantki na szkodę obecnego ustroju”, tak jakby to nie było zupełnie oczywiste! A można było inaczej: powściągliwie, z dystansem i niechętnie, tak, aby prowadzona rozmowa upewniła funkcjonariusza SB w przekonaniu, że pozyskanie jest niemożliwe.

W wyniku tego np. ppor. Andrzej Oleś napisał o swoim interlokutorze: „jest on inteligentny, spostrzegawczy, opanowany, zachowujący w trakcie rozmowy właściwą sobie rzeczowość” […] „na zadawane pytania odpowiada niezbyt chętnie, zdawczo, nie wyczerpując tematów i nie wychodząc poza ramy swego służbowego obowiązku”. Z rozmów z kandydatem na tw wynikało, że reprezentował on nieprzychylny stosunek do SB, więc zrezygnowano z niego, nawet nie proponując współpracy. Tajni współpracownicy SB penetrujący społeczność akademicką doskonale sobie zdawali sprawę z prawdziwych nastrojów na Uczelni i byli podejrzliwi do granic komizmu. Uważano więc np., że powstałe na Wydziale Pedagogiki i Psychologii Koło Higieny Psychicznej może być wykorzystywane do wrogiej działalności wśród studentów, a prowadzone w jego ramach zajęcia mogą zmierzać do podważania zasady świeckości uczelni wyższej (sic!).

Łączyło się to z ogólniejszym przekonaniem o możliwości „wykorzystywania organizacji społeczno-politycznych, instytucji, związków i stowarzyszeń do prowadzenia negatywnej działalności politycznej” – poza podejrzeniami był tylko Związek Nauczycielstwa Polskiego. Niepokój budziły ludzkie zachowania, nawet sposób bycia.

Z obserwacji na ten temat ułożyć można cały katalog cech „niepożądanych” dla obywatela PRL, pracownika wyższej uczelni. Oto kilka przykładów: „zarozumiały i pewny siebie”, „ma o sobie wysokie mniemanie, krytykuje członków partii oraz prodziekana Wydziału”, „Przy zewnętrznej – aż do zdecydowanej przesady skromności jest to jednostka ostrożna ale niezwykle ambitna, nie wolna od katolickiej hipokryzji”, „prezentuje wyniosły styl bycia”.

Jeśli nawet nic nie można było człowiekowi zarzucić, pod żadnym względem, to przecież można było podsuwać sugestię, że jest… tchórzem: „Pod względem naukowym rokuje duże perspektywy, jest pracowity, solidny, wyjątkowo zdyscyplinowany, taktowny, do przesady grzeczny, odnosi się wrażenie, że jest tchórzliwy”. Inny pracownik dawał następujące, czyli żadne powody do niepokoju: „Nie negowano jego naukowego dorobku, lecz to, że nie zapisał się do PZPR; pojawiły się też wątpliwości, czy naucza zgodnie z metodologią marksistowską”. Powodem do podejrzenia o niewłaściwą postawę było czytanie wydawnictw bezdebitowych i pisarzy emigracyjnych, a zwłaszcza Stanisława Barańczaka.

Na Wydziale Filologicznym trwało nawet specjalne śledztwo w sprawie kolportażu jego tekstów. Podejrzane było także czytanie „Kultury” paryskiej, a z krajowych pisarzy – kontakty z Jerzym Szaniawskim, słuchanie „Wolnej Europy”, a także utrzymywanie znajomości z profesorami Katolickiego Uniwersytetu w Lublinie i Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Niewskazane były „kontakty z wrogo nastawionymi osobami w CSRS”, a wręcz groźne wysyłanie im nielegalnych materiałów „Solidarności”, kontakty z czeską i polską emigracją, zwłaszcza zachodnią, z działaczami „Karty ‘77” , sympatia dla wydawnictwa „Znak” i „Tygodnika Powszechnego”.

Często szukano na siłę powodu do podejrzeń, pisano: „czynnie zaangażowany w działalność duszpasterstwa akademickiego”, „jest często widywany w punktach katechetycznych przy klasztorze w Katowicach Ligocie oraz w krypcie pod Katedrą” ergo „utrzymuje kontakt z księżmi tam pracującymi”. Kolejny cytat: (…) „Studenci twierdzą, że jest łącznikiem między Kościołem a Uczelnią” (…), co wynika z jego przekonań, gdyż swoim zachowaniem i postępowaniem nie daje podstaw, aby sądzić, żeby był na tym polu zaangażowany w działalność organizatorską”.

Bardzo podejrzany wydawał się kontakt z Seminarium Interdyscyplinarnym Duszpasterstwa Akademickiego przy Kurii Biskupiej w Katowicach. „Uczestniczy w obrzędach kościoła rzymsko-katolickiego czynnie odwiedzając miejsca kultu maryjnego”- informowano ze zgrozą na temat kolejnego pracownika. Analizowano przez tajnych współpracowników twórczość naukową i literacką uczonych, a „prezentowanie w swojej twórczości negatywnego stanowiska politycznego” było dobrym powodem do szczegółowych rewizji celnych i opóźniania publikacji.

Z informacji agenturalnej tw „Rafał” z 8 września 1975 roku wynikało, że na Wydziale Filologicznym spora liczba osób zajmowała się czynnie twórczością poetycką, a każda poezja wydawała się w samej swej istocie podejrzana. Dokument z 9 lipca 1976 roku poświadcza, że Wydział III Komendy Wojewódzkiej MO w Krakowie prowadził sprawę operacyjnego rozpoznania krypt. „Ankieter”.

W związku z tym wszczęto sprawę operacyjnego rozpoznania mgr. Wojciecha Wyskiela i prof. Jana Błońskiego, którzy przebywając w Paryżu, mogli mieć związek z przekazywaniem na Zachód informacji z UŚ. Ale dopiero z materiałów z 15 lipca 1978 roku (sic!) wynika, że już w czerwcu 1975 roku uzyskano od tw „Wiktor” informację, że w paryskiej „Kulturze” (nr 34/341) ukazał się artykuł nadesłany z Polski. Był on następstwem ankiety „Student a Polityka”, przeprowadzonej wśród studentów i pracowników naukowych Uniwersytetu Śląskiego przez Instytut Filozofii, Socjologii i Nauk Politycznych.

Autora artykułu nie wykryto, jednak istniało podejrzenie, że był nim jeden z pracowników UŚ. A to był już prawdziwy skandal, rozmiary wszczętego śledztwa były potężne, jednak sprawcy i tak nie wykryto!
Niepokojem mogła napawać nawet kolacja w towarzystwie duchownego: „Po zakończeniu uroczystości figurant został zaproszony przez proboszcza na plebanię wraz z prof. Ireną Bajer, doc. Zbigniewem Nowakiem i dr Bieńkowskim na uroczystą kolację”.

W tych wszystkich wypadkach pożądane było pozyskiwanie „materiałów kompromitujących” lub obciążających. Szczytem zagrożenia dla UŚ były kontakty z kardynałem Franciszkiem Macharskim i zaangażowanie w prace w synodalnym zespole studyjnym w Krakowie, choć oczywiście skwapliwie odnotowywane były wszelkie spotkania z biskupem katowickim Herbertem Bednorzem i proboszczem w Kościele pw. WNMP w Sosnowcu dr. Zdzisławem Wajznerem. Na nic zdały się rozmowy ostrzeżeniowe i nawet bardziej drastyczne środki, gdyż „[…] pomimo podpisanego zobowiązania nie zaprzestała wrogiej działalności przenosząc ją na grunt kościoła”.

W końcu przykładem absurdalnych obaw były lęki związane z działalnością w harcerstwie, o jednej z instruktorek pisano: „We wrześniu 1981 r. wstąpiła do „S”. „Była w tym okresie aktywnym uczestnikiem i animatorem Ruchu Niezależnego Harcerstwa oraz ruchu „Małkowskiego”5. W 1983 r. organizując obóz harcerski dla Szczepu „Sokół” ze SP nr 22 zapraszała na ten obóz księży katolickich. Ponadto wykazywała skłonności do przesadnego uczestnictwa w imprezach o charakterze religijnym. Jest negatywnie ustosunkowana do obecnej rzeczywistości”. W wyniku podjętych „działań operacyjnych” spowodowano, że „figurantka” nie otrzymała […] Nagrody Inspektora Wydziału Oświaty w Gliwicach”.
***

Zaprezentowany materiał ukazuje obraz zgoła przeciwny od wyobrażeń o „czerwonym uniwersytecie”, a przecież do zakończenia kwerend i uzyskania oglądu całości jest jeszcze bardzo daleko. W absurdalnych zarzutach widać lęk przed prawdziwym obliczem środowiska i chęć absolutnego „zneutralizowania” osób myślących niezależnie. Dlatego stan wojenny na Uniwersytecie Śląskim miał charakter tak bardzo represyjny. Tylko tutaj internowano rektora prof. Augusta Chełkowskiego i prorektora prof. Irenę Bajerową.

Przebieg stanu wojennego na śląskiej uczelni to zagadnienie przerastające rozmiary tego szkicu i godne osobnego opisania. Choć efekt tych represji był raczej mizerny i daleki od zamierzeń „władzy”; pewien pracownik naukowy, doświadczony ciężkim śledztwem i internowaniem, po opuszczeniu obozu w Uhercach powiedział, że dopiero teraz stał się „prawdziwym radykałem”! Ale bywało i tak, że efektem tych działań było łamanie dobrze zapowiadających się karier naukowych, zniszczone zdrowie, nawet śmierć.

Wypędzono z Uniwersytetu Śląskiego, nawet z Polski wybitnych naukowców, skompromitowano ludzi w ich środowiskach zawodowych i osobistych (celowo rzucane były brzydkie podejrzenia), nękano rewizjami w domach i przy wyjeździe za granicę, wstrzymywano nominacje profesorskie, odbierano paszporty, wzywano na bardzo stresujące „rozmowy ostrzeżeniowe”, wnikano w najbardziej intymną sferę człowieczego istnienia. Dzisiaj te, jakże liczne materiały stanowią chlubny i prawdziwy obraz Uniwersytetu Śląskiego, jako uczelni ludzi prawych, odważnych i wewnętrznie wolnych. Kompromitują one tych, którzy donosili, a nie tych, na których donoszono. I pewnie dlatego na „czerwonym uniwersytecie” używano takich środków represyjnych, jak w groźnym środowisku opozycyjnym.

II Wstępne zestawienie informacji o osobach represjonowanych na podstawie dokumentacji zebranej przez Senacką Komisję Historyczną. Stan badań na 10 IV 2009

Adamiec Marek, inwigilowany w okresie: 10 maja 1983 – (do ?) w ramach sprawy operacyjnego sprawdzenia, kryptonim „Sektor”, (sygn. IPN Ka 048/1091). Inwigilacje prowadził ze strony SB por. Mirosław Ryszka przy pomocy tajnych współpracowników i informatorów: tw „Michał”, k.o.6 CŁ, tw „RWA”, tw „Mleko”, tw „Andrzej”, k.o. SJ, tw „Denis”. Marek Adamiec był podejrzany o prowadzenie negatywnej działalności politycznej w ramach Akademickiego Koła Higieny Psychologii Wydziału PiPs.
Ustalono, że był on w przeszłości członkiem „Solidarności” na Wydziale PiPs, zorganizował na UŚ nieformalną grupę AKHP im. prof. K. Dąbrowskiego. SB uważała, że jego działalność może prowadzić do podważenia zasady świeckości uczelni wyższych.

Bajerowa Irena, inwigilowana w ramach sprawy operacyjnej (sygn. IPN Ka 0169/1402, Kwestionariusz ewidencyjny „Elekt” nr 46874) prowadzonej przez funkcjonariusza SB Zbigniewa Podsiadło, przy pomocy tajnych współpracowników i innych formalnych i nieformalnych informatorów:
tw „Jaś”, tw „Adam”, tw „Student”, tw „Kowalski”, tw „Anna”, tw „Nowacki”, k.s.7 WZ, k.s. AW, tw „Józef”, tw „Boss”, kandydat na tw „CM”, k.s. AA.
W trakcie inwigilacji starano się ustalić i rozpoznać charakter jej kontaktów z osobami działającymi w opozycji antysocjalistycznej. Inwigilacja miała doprowadzić do „rozpoznania jej planów odnośnie prowadzenia negatywnej działalności politycznej oraz ustalenia zakresu destrukcyjnego wpływu na społeczność akademicką, uzyskania materiałów kompromitujących oraz procesowego udokumentowania wrogiej działalności „figuranta” [Ireny Bajerowej].
W trakcie inwigilacji, poza tajnymi współpracownikami, włączono inne techniki operacyjne, w tym kontrolę korespondencji oraz dwukrotnie przeprowadzono rewizję mieszkania. 17 IX 1981 (sic!) mjr Kazimierz Goraj złożył wniosek o zatrzymanie i izolację I. Bajerowej na wypadek PZ8. Została zatrzymana 14 XII 1981 jako urzędująca prorektor UŚ i internowana w ośrodkach internowania w Katowicach i w Raciborzu. 19 XII 1981 uchylono internowanie, a 15 stycznia 1982 roku została odwołana z funkcji prorektora d/s nauczania.

Banyś Wiesław, (sygn. IPN Ka 0046/844). SB zainteresowało się Wiesławem Banysiem w październiku 1984 r. w związku z jego kontaktami z obywatelami polskimi i francuskimi. Sprawę operacyjnego opracowania zakończono 7 VIII 1986 r. SB ustaliła, że W. Banyś był latach 1980-1981 członkiem NSZZ Solidarność, ale nie angażował się czynnie w działalność Związku. Po rozmowie, jaką przeprowadził z nim funkcjonariusz Andrzej Oleś, w aktach sprawy zapisano, że „jest on [W. Banyś] inteligentny, spostrzegawczy, opanowany, zachowujący w trakcie rozmowy właściwą sobie rzeczowość” [...] „na zadawane pytania odpowiada niezbyt chętnie, zdawkowo, nie wyczerpując tematów i nie wychodząc poza ramy swego służbowego obowiązku”.
Z rozmów z nim wynikało, że reprezentował nieprzychylny stosunek do SB. Ppor. Oleś we wniosku o zakończenie sprawy operacyjnego opracowania stwierdził, że „proponowanie mu współpracy (…) spotkałoby się niewątpliwie z odmową”.

Barciak Antoni był poddawany „operacyjnemu sprawdzeniu” krypt. (IPN Ka 028/796) przez dwa lata: 26 X 1974 – 26 IV 1976. Sprawę ze strony SB prowadził por. Z. Kozłowski. W inwigilacji A. Barciaka brali udział tajni współpracownicy: tw „Wiktor”, „Jeremi”, „Radosław”, „Bagdad”. Służba Bezpieczeństwa starała się określić stopień jego zaangażowania w Duszpasterstwie Akademickim i jego wpływ na studentów WNS.

Bluszcz Anna, (sygn. IPN Ka 0169/78, Sprawa operacyjnego sprawdzenia kryptonim „List” – nr ewidencyjny 58583, nr archiwalny 42311/II). Sprawa operacyjnego sprawdzenia trwała od 14 IV 1985 do 4 V 1987. Prowadzili ją Zbigniew Witkowski i Zbigniew Podsiadło z pionu III SB MUSW Sosnowiec.
Z informacji uzyskanych z Wydziału II Departamentu III MSW wynikało, iż nieustalona grupa osób opracowała, powieliła i przygotowała do przerzutu na teren CSRS nielegalne czasopismo w języku czeskim pt. „Opinia”.
W wymienionej grupie znaleźli się Bluszcz, Illg i Zarek. W latach 1980-1981 Anna Bluszcz wraz z Jackiem Illgiem i Józefem Zarkiem miała prowadzić aktywną działalność w ramach „Solidarności”. Utrzymywała także wiele kontaktów na terenie CSRS, „w tym także z uczestnikami „Karty ‘77”. Ponadto, miała kontaktować się z Jackiem Baluchem, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie „znanym z szeregu wrogich wystąpień politycznych, internowanym po 13 grudnia 1981 r.”.
Ustalono, że Anna Bluszcz miała w przeszłości należeć do NSZZ Solidarność, a obecnie [tj. maj 1985] utrzymywała kontakty z wrogo nastawionymi osobami w CSRS. Z niektórymi utrzymywała kontakt listowny i wysyłała im również nielegalne materiały „Solidarności”. W inwigilacji Anny Bluszcz wykorzystano tajnych współpracowników: tw „Nowacki”, „Ala” i k.s. GM oraz tw „Józef” i „Maria”. Planowano uzyskać informacje, czy brała udział w spotkaniach duszpasterstwa pracy przy parafii NPNMP w Sosnowcu, a jeśli tak, to jaki był jej stopień zaangażowania. Tw „Nowacki” otrzymał zadanie zebrania materiałów kompromitujących oraz literatury bezdebitowej, by zapobiec jej dalszemu kolportażowi, zalecono też kontrole zachowań i wypowiedzi członków grupy na Uczelni.
Mimo wykorzystywania w sprawie osobowych źródeł informacji, jak i środków techniki operacyjnej, nie uzyskano materiałów potwierdzających udział „figurantów” w opracowywaniu nielegalnych czasopism. 30 III 1987 r. zatwierdzono wniosek o zakończenie sprawy operacyjnego sprawdzenia kryptonim „List”.

Bugajski Sławomir, prawdopodobnie inwigilowany już przed [grudniem 1981] oraz w sprawie operacyjnego rozpracowania krypt. „Ośmiornica” (syg. IPN Ka 043/1059). Zachowały się akta z okresu: 31 VII 1985/87- 6 III 1990. Prowadzącym sprawę był S. Senderowicz. W inwigilacji Bugajskiego SB wykorzystywało informacje zdobyte od: tw „Stefan”, tw „Marian”, tw „Biedronka”, tw „Twarogowski (?).
Powodem zainteresowania SB osobą Bugajskiego była jego działalność w „Solidarności” na UŚ. Uczestniczył w strajkach organizowanych na uczelni; brał udział w spotkaniach organizowanych przez redakcję programową „Wszechnicy Górnośląskiej” z Jackiem Kuroniem i Adamem Michnikiem. Ponadto krytykował zasadność wprowadzenia stanu wojennego. 13 V 1982 roku uczestniczył w nielegalnym zgromadzeniu, które odbywało się przed rektoratem UŚ. Zamierzał wyjechać do Włoch, aby przekazać profesorowi Beltramerttiemu informacje dotyczące aktualnej sytuacji społeczno-politycznej i gospodarczej w Polsce. Od 15 V 1982 do 25 VI 1982 był internowany. Przebywał w ośrodku odosobnienia w Zabrzu - Zaborzu.

Chełkowski August - W latach 1952-1967 pracował w Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Od 1967 do 1968 roku w filii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Katowicach, a od 1968 r. w Instytucie Fizyki Uniwersytetu Śląskiego. W okresie od 10 V 1973 do 22 XI 1974, następnie od 13 XII 1982 do IX 1988 był rozpracowywany operacyjnie przez Służbę Bezpieczeństwa w ramach sprawy o kryptonimie „Działacz” (sygn. IPN Ka 0169/902).
Prowadzącymi inwigilację byli funkcjonariusze: Z. Witkowski, R. Czechowicz, Zygmunt Kłaptocz, K. Sikora, E. Cilecki, E. Królikowski, J. Górski, Kazimierz Goraj, Stanisław Samek, Eugeniusz Gałązka, Krzysztof Wojtyniak, Mirosław Ryszka, Jan Wąsiołek. Do rozpracowania operacyjnego A. Chełkowskiego włączono tajnych współpracowników SB: tw „Stefan”, tw „Marek”.
Główną przyczyną zainteresowania SB osobą profesora Chełkowskiego była jego aktywność w NSZZ Solidarność w Uniwersytecie Śląskim. Według ustaleń SB, z inicjatywy A. Chełkowskiego na Uczelni organizowano spotkania studentów i pracowników naukowych z działaczami antysocjalistycznymi: Jackiem Kuroniem, Adamem Michnikiem, Andrzejem Czumą i Janem Lityńskim.
Ponadto A. Chełkowski przyczynił się do utworzenia Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Angażował się w działalność „Wszechnicy Górnośląskiej” oraz brał udział w strajkach ostrzegawczych. Władze zarzucały mu też religijność i antysocjalistyczne poglądy. W dniu ogłoszenia stanu wojennego prof. August Chełkowski jako jedyny wówczas urzędujący rektor uniwersytetu w Polsce został internowany w Katowicach i przebywał w ośrodku internowania w Raciborzu od 13 do 19 grudnia 1981 (od I do VIII 1981 prorektor, od IX 1981 do I 1982 rektor UŚ). W styczniu 1982 został odwołany ze stanowiska rektora.

Dembiński Bogdan, jego operacyjne sprawdzanie trwało od 11 XI 1986 do 8 I 1988 (krypt. „Chadek”, sygn. IPN Ka 0169-467). Prowadził je por. Mirosław Ryszka. Służba Bezpieczeństwa inwigilując B. Dembińskiego posługiwała się tajnymi współpracownikami na Uniwersytecie Śląskim: tw „012”, „Jeremi”, „Markowski”, „Dick”; oraz tzw. kontaktem operacyjnym KJ. Powodem zaniepokojenia Służby Bezpieczeństwa były kontakty Bogdana Dembińskiego z działaczami nielegalnych struktur „Solidarności” oraz klerem katolickim m.in. z ks. Stanisławem Puchałą oraz ks. Romanem Kempnym, prowadzącymi Duszpasterstwo Akademickie w Katowicach.

Dytry Rafał, inwigilowany w okresie 5 VI 1984 – 2 XII 1986 (akta operacyjnego opracowania krypt. „Zespół”, sygn. IPN Ka 048/370). Inwigilację prowadził ze strony SB Jan Wąsiołek, posługując się tajnymi współpracownikami: tw „Stefan”, tw „Marian”. Według ustaleń SB Rafał Dytry był członkiem Komisji Rewizyjnej NSZZ Solidarność Uniwersytetu Śląskiego i rozprowadzał nielegalne wydawnictwa oraz ulotki.

Dzik Wojciech, inwigilowany w okresie 5 VI 1984 – 2 XII 1986 w ramach sprawy o krypt. „Zespół” (syg. IPN Ka 048/370). Prowadzącym inwigilacje ze strony SB był Jan Wąsiołek, posługujący się tajnym współpracownikiem tw „Stefan”. Powodem zainteresowania SB osobą Wojciecha Dzika było przekazywanie paczek zawierających nielegalną prasę i ulotki oraz jego uczestnictwo w strukturach „Solidarności” na Uniwersytecie Śląskim.

Gburska Danuta, zatrudniona w Bibliotece Wydziału Prawa i Administracji UŚ po 13 grudnia 1981, była dwukrotnie przesłuchiwana, a w 1983 roku prowadzono wobec niej sprawdzanie operacyjne, mające na celu ustalenie jej kontaktów. Odpowiedzialny za sprawę (sygn. IPN Ka 045/347) był A. Banasiewicz, który posługiwał się w pracy operacyjnej tajnymi współpracownikami: tw „Mleko”, k.s. BR, Sz.M.
Powodem zainteresowania służb specjalnych PRL była aktywność społeczno-polityczna Danuty Gburskiej. SB stwierdziła w swych raportach, że Danuta Gburska była aktywnym działaczem NSZZ Solidarność nie tylko na Uniwersytecie Śląskim, gdzie pełniła funkcję członka Prezydium NSZZ Solidarność UŚ i przewodniczącej Sekcji Regionalnej NSZZ Solidarność bibliotekarzy, lecz także w Ogólnopolskiej Międzybibliotecznej Komisji Porozumiewawczej NSZZ Solidarność; silnie związana z Duszpasterstwem Akademickim w Katowicach; bliska znajoma prof. Ireny Bajerowej.

Ger Roman, inwigilowany w okresie: od 6 III 1983 do 14 X 1983 (lub 20 X 1983). Sprawę (krypt. „Pisarz”, sygn. IPN Ka 043/1433) prowadził ze strony SB Zbigniew Witkowski, posługując się tw „Stefan”. Roman Ger, jak ustaliła SB, był wiceprzewodniczącym „Solidarności” na Uniwersytecie Śląskim. Organizował strajki oraz spotkania z działaczami antysocjalistycznymi. Był jednym z sygnatariuszy „Listu otwartego do Sejmu PRL”. Zastosowano wobec niego konkretne represje, utrudniając wyjazdy zagraniczne.

Goik Henryk, bliski współpracownik prof. M. Sośniaka, był inwigilowany przez kpt. Edwarda Cichopka i kpt. Zdzisława Ostrowicza przy pomocy tw „Andrzeja” i tw „Lech” w okresie od 12 III 1973 do VIII 1977 r. (sygn. IPN Ka 036/589 ).
SB ustaliła, że dr H. Goik kontaktuje studentów Uniwersytetu z Duszpasterstwem Akademickim, z którym mocno współpracował, ponadto ma ścisłe związki z klerem. W doniesieniach o jego kontaktach padło nazwisko duszpasterza akademickiego, kolegi szkolnego H. Goika jeszcze z okresu licealnego - ks. Franciszka Otremby. SB kontrolowała korespondencję dr. Goika i przeprowadziła z nim dwie rozmowy ostrzegawcze.

Grzenia Jan Stanisław, inwigilowany w okresie: 3 XII 1981 – 1 VIII 1985 (krypt. „Muza” nr 47640 sygn. IPN Ka 048/1685). Oficerem prowadzącym sprawę był por. Zbigniew Podsiadło, który posługiwał się informacjami zdobytymi od tw „Jaś”, tw „Adam”, tw „Kowalski”, tw „Ada”, tw „Zbigniew”, k.s. WB, k.o. GM. Powodem wszczęcia operacyjnego „sprawdzania”, zdaniem SB, było wykorzystywanie organizacji społeczno-politycznych, instytucji, związków i stowarzyszeń do prowadzenia negatywnej działalności politycznej.
Ponadto ustalono, że J. S. Grzenia był członkiem Niezależnego Zrzeszenia Studentów i współorganizatorem strajku w Uniwersytecie Śląskim. W trakcie operacji starano się sprawdzić czy J. S. Grzenia nie usiłuje nakłaniać środowiska studenckiego do podejmowania wrogich inicjatyw politycznych; ustalić i rozpoznać jego kontakty z wykładowcami z TKN i radykalnymi elementami w „Solidarności”. Nadto, usiłowano podjąć działania zmierzające do odcięcia J. S. Grzeni od „elementów antysocjalistycznych oraz zneutralizować jego osobę” i zdobyć procesowe dokumenty wrogiej działalności. W tym celu prowadzono kontrolę jego korespondencji i 27 kwietnia 1984 r. przeprowadzono rozmowę ostrzegawczą.

Hejnowicz Zygmunt, inwigilowany w okresie: 25 II 1977 – 3 IV 1978 w ramach sprawy o krypt. „Molekuła” (sygn. IPN Ka 036/808). Odpowiedzialny za inwigilacje ze strony SB był kpt. Zdzisław Kozłowski, który posługiwał się tajnymi współpracownikami: tw „Romanowski” , tw „Zbyszek”, k.o. PM, tw „Limba”. Celem inwigilacji Z. Hejnowicza było przeprowadzenie szczegółowej analizy jego kontaktów z naukowcami Europy Zachodniej. Oceniono, że nie były to działania wrogie wobec Polski Ludowej i miały wyłącznie naukowy charakter.

Illg Jacek, (sygn. IPN Ka 0169/78, sprawa operacyjnego sprawdzenia kryptonim „List” – nr ewidencyjny 58583, nr archiwalny 42311/II). Sprawa operacyjnego sprawdzania trwała od 14 IV 1985 do 4 V 1987.
SB ustaliła, że Jacek Illg w sierpniu 1981 r. miał przebywać w Anglii, gdzie nawiązał kontakty z czeską i polską emigracją. Miał także aktywnie działać w „Solidarności”. Z informacji uzyskanych z Wydziału II Departamentu III MSW wynikało, iż nieustalona grupa osób opracowała, powieliła i przygotowała do przerzutu na teren CSRS nielegalne czasopismo w języku czeskim pt. „Opinia”. W wymienionej grupie znaleźli się: Anna Bluszcz, Jacek Illg i Józef Zarek.
Mimo wykorzystywania w sprawie osobowych źródeł informacji, jak i środków techniki operacyjnej, nie uzyskano informacji potwierdzających udział „figurantów” w opracowywaniu nielegalnych czasopism. W przypadku Jacka Illga ustalono jedynie, że utrzymuje bliskie kontakty z klerem katolickim. 30 III 1987 r. zatwierdzono wniosek o zakończenie sprawy operacyjnego sprawdzenia kryptonim „List”. Patrz: Bluszcz Anna, Zarek Józef.

Januszewska-Jurkiewicz Joanna, została poddana „operacyjnemu opracowaniu” (krypt. „Historyk”) w okresie 20 I 1986 – 3 XI 1989. Sprawę prowadził ze strony SB K. Szymański przy pomocy tajnych współpracowników: tw. „Szymon”, „Środa”.
Joanna Januszewska-Jurkiewicz była podejrzewana o działalność „na szkodę obecnego systemu” oraz członkostwo w SZSP a później NZS. W 1981 r. wstąpiła do „Solidarności”. Była także aktywnym uczestnikiem Ruchu Niezależnego Harcerstwa oraz ruchu „Małkowskiego”. Uznano, że wykazuje skłonności do przesadnego uczestnictwa w imprezach o charakterze religijnym oraz jest negatywnie ustosunkowana do „obecnej rzeczywistości”. Ze względu na odmowę podpisania dokumentu, iż nie działa na szkodę systemu, pod wpływem SB, nie przyznano jej nagrody Inspektora Wydziału Oświaty i Wychowania, do której została wytypowana przez dyrektora szkoły. Z inspiracji SB przeprowadzono kontrolę szczepu harcerskiego „Sokół”, który prowadziła.

John-Jeleń Maria Kinga, znajdowała się pod presją SB dwa lata: 23 II 1983 – 22 II 1985. Operacyjne sprawdzanie, kryptonim „Delta” (sygn. IPN Ka 048/1878) prowadził ze strony SB Mirosław Ryszka przy pomocy tajnych współpracowników: tw „ZUB”, tw „Jarek”. Maria Kinga John-Jeleń podejrzewana była o przynależność do nielegalnej organizacji, drukowanie ulotek, organizowanie w swoim mieszkaniu spotkań z czołowymi działaczami „Solidarności” UŚ, m.in. S. Bugajskim.
W trakcie inwigilacji SB ustaliło, że pełniła funkcję wiceprezesa koła Wydziału PiPs, była organizatorką akcji protestacyjnej na Uczelni, redaktorką w czasopiśmie „Solidarność Uniwersytecka”; udzielała pomocy internowanym działaczom opozycji m.in. dr B. Puchalskiej.

Kluk Edward, inwigilowany w okresie 9 IX 1970 – 12 I 1978. Rozpracowanie operacyjne (sygn. IPN Ka 036/683, krypt. „Opozycjonista”) prowadzili: W. Fabian, E. Cilecki, Edward Cichopek, A. Feliks, Henryk Sikora, Z. Kozłowski. W inwigilacji SB posługiwała się tajnymi współpracownikami: tw „Romanowski”, tw „Teresa”. Według ustaleń SB, Edward Kluk był negatywnie ustosunkowany do ustroju socjalistycznego oraz organów partyjnych PRL. W ramach represji utrudniano mu wyjazdy zagraniczne. Przebywał w ośrodkach internowania w okresie: 7 I 1982 - koniec czerwca 1982. W konsekwencji presji SB wybitny fizyk został zmuszony do emigracji z Polski.

Kolondra Leszek, inwigilacja zastosowana wobec jego osoby była prowadzona w ramach zabezpieczenia obiektu ochranianego krypt. MAPA (sygn. akt IPN 0046/687) i trwała dwa lata (1984 – 1986). Odpowiedzialny za tę sprawę z ramienia SB był por. Skowronek. Posługiwał się tzw. kontaktem służbowym J.B. Podczas tzw. rozmowy pozyskaniowej, w trakcie której Leszek Kolondra zorientował się, w jakim kierunku zdąża rozmówca, stwierdził:
„Już poprzednio rozmowa z panem dała mi do zrozumienia, że będzie pan żądał ode mnie współpracy i teraz mogę stwierdzić, że w żadnym wypadku się na to nie zgodzę, nawet gdybym musiał zrezygnować z planowanych wyjazdów poza granice kraju i pracy w OPGK” . SB zrezygnowała z prób pozyskania go na TW i sprawę złożono do archiwum.

Kowalczyk Barbara, w stanie wojennym w okresie: 20 V 1982– 9 VII 1982 była pod ścisłą obserwacją SB (sygn. IPN Ka 043/1290). Sprawę operacyjnego opracowania prowadzili funkcjonariusze SB: K. Goraj, J. Umiński, Mirosław Ryszka, B. Piacko, S. Kostyra, Andrzej Polak, Henryk Koziel. Według ustaleń SB Barbara Kowalczyk należała do NSZZ Solidarność przy Uniwersytecie Śląskim. Brała udział w spotkaniach z działaczami antysocjalistycznymi: Jackiem Kuroniem, Adamem Michnikiem, Leszkiem Moczulskim. Uczestniczyła w strajkach i akcjach protestacyjnych. Podpisała petycję dotyczącą uwolnienia internowanego prof. Andrzeja Pawlikowskiego. Negatywnie oceniała wprowadzenie stanu wojennego oraz decyzje podejmowane przez WRON 10. Od 20 V 1982 do 9 VII 1982 Barbara Kowalczyk była internowana. Przebywała w ośrodku odosobnienia dla kobiet w Bytomiu-Miechowicach.

Kucianka (Kucia) Jadwiga, pierwsze informacje o zainteresowaniu się SB działalnością Jadwigi Kucianki pochodzą już z 1968 roku (sygn. IPN Ka 014/374). Brak wiedzy, kto prowadził sprawę operacyjnego opracowania Jadwigi Kucianki ze strony SB. Informacje na jej temat pochodziły od tw „Zenek” i tw „Marek”.
Powodem szczególnego zainteresowania się Jadwigą Kucianką była jej żarliwa religijność i utrzymywanie szerokich kontaktów z hierarchią kościelną. Na zlecenie biskupów miała opracowywać i wygłaszać odczyty o tematyce religijnej. SB kontrolowało jej korespondencję. W informacjach dostarczanych przez tajnych współpracowników znaleźć można bardzo negatywne opinie o jej działalności, która – jak wykazywano – miała źródło w jej głębokiej wierze i zaangażowaniu w życie kościelne. SB dokładnie analizowała jej dorobek naukowy.
Prowadzono inwigilację otoczenia, znajomych, jej spotkań, miejsc odczytów. Sprawdzano czy w czasie wygłaszania przez nią referatów znajdowali się tam księża. Za pomocą przymusu administracyjnego nakazano zmianę nazwiska w dowodzie osobistym z Kucianka na Kucia. Po śmierci J. Kucianki SB dokonało rewizji w jej mieszkaniu.

Łabużek Sylwia, była typowana przez SB na tajnego współpracownika. Pozostawała pod obserwacją w okresie: [10 kwietnia] 1983-1984. Odpowiedzialny za inwigilację ze strony SB był ppor. Mirosław Ryszka. W trakcie rozmowy z Sylwią Łabużek ustalił, że jej zachowanie i wypowiedzi sugerują „obojętny, wręcz nieprzychylny stosunek do organów MO i SB”, w związku z czym uznano za niecelowe dalsze rozpracowywanie.

Marcinów Zdzisław, w okresie: 6 VI 1979 – 18 VII 1980 prowadzona była wobec niego sprawa operacyjnego sprawdzenia „Słuchacz” nr 41979 (sygn. IPN Ka 036/1578). Prowadził ją ppor. Zbigniew Podsiadło, który wykorzystywał w inwigilacji tajnych współpracowników: tw „Iza”, tw „Max”, tw „Gruby”, tw „Ada”, tw „Kowalski”, k.s. GJ, k.o. GM.
Powodem zainteresowania się SB osobą Zdzisława Marcinowa było doniesienie, że głosi wrogie poglądy i prowadzi działalność skierowaną „przeciwko linii politycznej Partii”. W trakcie operacyjnego sprawdzania SB chciało ustalić czy Z. Marcinów faktycznie „działał destrukcyjnie na środowisko studenckie”. Kontrolowano kontakty szczególnie z działaczami antysocjalistycznymi i z osobami związanymi z Duszpasterstwem Akademickim. Podjęto „działania zmierzające do neutralizacji jego osoby”. Przeprowadzono z nim rozmowę ostrzegawczą, w czasie której zaprzeczył, jakoby działał przeciwko interesom PRL. Ustalono, że słucha systematycznie Radia Wolna Europa, usiłował zorganizować wyjazd kilkuosobowej grupy studentów Wydziału Filologicznego, celem uczestniczenia w uroczystościach związanych z pobytem Papieża w Polsce. Był w posiadaniu „Kultury” paryskiej.

Martysz Czesław, od 12 kwietnia 1985 roku był opracowywany jako kandydat na tw. Uważano, że będzie mógł dostarczać informacji o osobach uważanych za członków opozycji: W. Pańko, A. Lityński, W. Popiołek, M. Lubelski, A. Drogoń. Sprawę (sygn. IPN Ka 0046/573) prowadził sierż. W. Wilski, posługując się tw „Kerim”, k.s. ZL, i k.s. KP. Przeprowadzono z nim dwie rozmowy sondażowe, jednakże stwierdzono, że Czesław Martysz nie wyraża zgody na współpracę i wykazuje „brak predyspozycji do pełnienia roli tajnego współpracownika”.

Nawarecki Aleksander, w aktach IPN znajduje się informacja z 13 maja 1988 r., że Aleksander Nawarecki był aktywnym organizatorem wiecu studenckiego 10 maja 1988 r. Na tym wiecu miały być wysunięte negatywne żądania o charakterze politycznym. Autorem notatki był mjr Stefan Paczyński.

Nowak Zbigniew Jerzy, inwigilowany w okresie: 13 III 1973 – 22 XI 1974 (sygn. IPN Ka 014/1437, Kwestionariusz ewidencyjny nr 34719), chociaż doniesienia tajnych współpracowników SB (tw „Zenek”) związane z jego osobą pochodzą już z 1968 roku. Powodem zainteresowania SB była aktywność Zbigniewa Nowaka na polu kościelnym oraz negatywne „nastawienie do obecnej rzeczywistości PRL”. Stosowano kontrolę korespondencji domowej i uczelnianej. Sprawdzano jego prace naukowe (był wtedy dziekanem Wydziału Humanistycznego).

Nurek Stanisław, został wytypowany przez Służbę Bezpieczeństwa jako kandydat na tajnego współpracownika ze względu na kontakty z osobami znanymi z prezentowania wrogich poglądów politycznych oraz z uwagi na kontakty ze środowiskiem KUL. Uznano, że jest szczególnie predysponowany do rozpoznania kontaktów środowiska naukowo-dydaktycznego UŚ z klerem katolickim.
Próby zwerbowania nie powiodły się, mimo że trwały aż dwa lata: 29 IV 1986 – 30 IX 1988. Służba Bezpieczeństwa zrezygnowała z próby zwerbowania dlatego, że S. Nurek nie wyraził zgody na donoszenie na kolegów z Uczelni. Sprawę jego „opracowania na kandydata” na tajnego współpracownika (sygn. IPN Ka 0046/1784) prowadził por. Mirosław Ryszka przy pomocy tajnych współpracowników: tw.: „Markowski”, „Dick”, „Tarnowski”, „Jeremi” oraz k.o. KJ.

Pańko Walerian, już w 1976 roku kierownik sekcji III Wydziału III por. Zdzisław Ostrowicz (sygn. IPN Ka 036/2415) zwrócił uwagę na Waleriana Pańkę. 20 stycznia 1976 otrzymał doniesienie od tw. „Andrzej”, że w rozmowie z Walerianem Pańką znalazła się informacja o zmianach, jakie przewidywano odnośnie statusu pracowników naukowych oraz o konfliktach pomiędzy profesorami a asystentami w ZSRR. Został internowany 13 XII 1981, osadzony w KW MO Katowice, a następnie w obozach internowania w Białołęce, Jaworzu, Szerokiej. Zwolniony z internowania po upływie miesiąca.

Pawlikowski Andrzej, inwigilowany w okresie: 20 VII 1982-22 III 1985 (SOR krypt. „Świętoszek”, IPN Ka 043/103). Prowadzącymi sprawę byli: Włodzimierz Hendlik, R Czechowicz, J. Umiński, którzy wykorzystywali informacje zdobyte od: tw „Stefan”, tw „Marian”, tw „Styczeń”.
SB ustaliło, że A. Pawlikowski był aktywnym działaczem, „Solidarności” na UŚ. Uczestniczył w akcjach strajkowych organizowanych na uczelni; krytykował zasadność wprowadzenia stanu wojennego, podejmował inicjatywy zmierzające do zwolnienia internowanego Marka Zrałka; głosił tezę czynnego oporu wobec władz. Był inspiratorem i aktywnym uczestnikiem nielegalnego zgromadzenia, przed rektoratem Uniwersytetu Śląskiego, które odbyło się 13 V1982. Internowany w Zabrzu-Zaborzu w okresie: 13 V 1982- 31 V 1982. Piróg Mirosław, został poddany inwigilacji w ramach tzw. operacyjnego sprawdzenia krypt. „Aktywny”. „Sprawdzanie” trwało rok, od 14 IX 1988 do 20 IX 1989. Odpowiedzialny za inwigilację ze strony SB był M. Stefański.

Mieczysław Piróg był podejrzewany o prowadzenie nielegalnej działalności propagandowej i politycznej wśród młodzieży akademickiej.

Ratuszna Alicja, inwigilowana w okresie 14 VI 1984 – 15 VI 1985. Sprawę operacyjnego sprawdzenia (sygn. IPN Ka 048/1996, krypt. „Panna”) ze strony SB prowadzili: W. Hendlik, Zygmunt Kłaptocz, J. Umiński, posługując się tajnymi współpracownikami: tw „Stefan”, tw „Marian”.
SB ustaliła, że Alicja Ratuszna była przewodniczącą „Solidarności” w Instytucie Fizyki Uniwersytetu Śląskiego. Udzielała pomocy materialnej rodzinom osób internowanych. Rozdzielała paczki, które otrzymywała z Kurii Biskupiej w Katowicach. Uważana była za osobę religijną, silnie związaną z Kościołem Katolickim.

Sławek Tadeusz, inwigilowany w okresie: 12 V 1984 – 30 III 1987 przez funkcjonariusza SB Czesława Stanosza przy pomocy informacji zdobytych od: tw „Stefan”, tw „Tomasz”, tw „Ola”, tw „Ala”, tw „Styczeń”, tw „Nowacki” (sygn. IPN Ka 42309/II, krypt. „Wieszcz” nr 56229).
Powodem zainteresowania się SB osobą Tadeusza Sławka był jego udział w pracach Seminarium Interdyscyplinarnego Duszpasterstwa Akademickiego w Katowicach, utrzymywanie kontaktów z członkami NSZZ Solidarność i prezentowanie w swej twórczości negatywnego stanowiska politycznego. Dokumentowano wszystkie jego wyjazdy, zwłaszcza zagraniczne, rewidowano bagaże, stosowano inwigilację otoczenia, znajomych i członków rodziny.

Szopa Marek, inwigilowany w okresie: 5 VI 1984 – 2 XII 1986 w ramach sprawy o krypt. „Zespół” (sygn. IPN Ka 048/370). Prowadzącym inwigilację ze strony SB był Jan Wąsiołek, posługujący się tajnym współpracownikiem tw „Stefan”. Powodem zainteresowania było rozpowszechnianie nielegalnych wydawnictw oraz ulotek.
Szymanek Krzysztof, operacyjne sprawdzanie trwało w okresie: 17 XII 1980 – 6 III 1981 pod kryptonimem „Olcha” (sygn. akt IPN Ka 036/1796). Inwigilacje prowadził ze strony SB kpt. E. Cichopek przy pomocy nieustalonych tajnych współpracowników. Przyczyną inwigilacji było przechwycenie prywatnego listu, z którego miało wynikać, że jego autor w liście do K. Szymanka, twierdził, iż jest w posiadaniu silnego środka wybuchowego i środków narkotyzujących. Celem operacji było ustalenia autora listu.

Wieczorek Krzysztof, został poddany opracowaniu operacyjnemu w ramach sprawy krypt. „Duet” (sygn. IPN Ka 0169/547; IPN Ka 0169/448). Był inwigilowany w okresie 27 I 1986 – 15 X 1987. Sprawę prowadził ze strony SB ppor. Z. Ohirko.
W inwigilacji K. Wieczorka posługiwano się tajnymi współpracownikami: tw „Stefan”, tw „0/2”, tw „Piotr”, tw „Andrzej”, tw „Wera”, tw „Atos”, tw „Jacek”. Powodem wszczęcia sprawy była intensywna działalność K. Wieczorka w Duszpasterstwie Akademickim, w tym organizacja tzw. naukowych seminariów interdyscyplinarnych, wzorowanych na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Chciano wyjaśnić rolę K. Wieczorka oraz jego żony Anny, którą z kolei podejrzewano o klerykalizację młodzieży. Sprawa musiała być na tyle poważna, że K. Wieczorek miał już przygotowane, lecz nie wysłane zwolnienie z pracy.

Zarek Józef, inwigilowany (sygn. IPN, Ka 036/2286) w ramach operacyjnego sprawdzania krypt. „Granica” (nr 47612) w okresie: 26 XI 1981 – 28 IV 1982. Oficerem SB prowadzącym sprawę był ppor. Janusz Będkowski, który posługiwał się informacjami przekazanymi przez tw „Adam” i k.o. CM.
Powodem zainteresowania się SB Józefem Zarkiem była zdobyta przez SB informacja, że J. Zarek kolportuje podczas pobytów na terenie Czechosłowacji nielegalne wydawnictwa w języku czeskim i rosyjskim, opracowane i wydrukowane przez „Solidarność” Region Małopolski. Uprawia także krytykę rządu i PZPR. W trakcie operacyjnego sprawdzania SB usiłowała rozpoznać i sprawdzić charakter kontaktów Józefa Zarka z osobami z opozycji antysocjalistycznej i sposoby łączności z dysydentami czeskimi. SB planowała doprowadzić do tzw. kombinacji operacyjnej, polegającej na przejęciu tych kontaktów i wykorzystaniu ich do własnych celów. Ponadto usiłowano uzyskać materiały kompromitujące J. Zarka, aby tym sposobem zneutralizować „figuranta” (J. Zarka).
Stosowano kontrolę korespondencji.
SB powtórnie interesowało się z Józefem Zarkiem w okresie: 14 IV 1985 - 4 V 1987 (sygn. IPN Ka 0169/78, sprawa operacyjnego sprawdzenia kryptonim „List” – nr ewidencyjny 58583, nr archiwalny 42311/II) po otrzymaniu informacji z Wydziału II Departamentu III MSW, iż Józef Zarek może należeć do grupy osób, która opracowała, powieliła i przygotowała do przerzutu na teren CSRS nielegalne czasopismo w języku czeskim pt. „Opinia”.
W wymienionej grupie znaleźli się Bluszcz, Illg i Zarek. Mimo wykorzystywania w sprawie osobowych źródeł informacji, jak i środków techniki operacyjnej, nie uzyskano potwierdzenia udziału „figurantów” w opracowywaniu nielegalnych czasopism. 30 III 1987 r. zatwierdzono wniosek o zakończenie sprawy operacyjnego sprawdzenia kryptonim „List”. Patrz: Bluszcz Anna, Illg Jacek Zrałek Marek, inwigilowany w okresie: 16 III 1983 – 3 III 1986. Sprawę operacyjnego rozpracowania (IPN Ka 043/964, krypt. „Emigrant”) ze strony SB prowadzili funkcjonariusze: W. Hendlik, K. Goraj, Jerzy Gruba. W inwigilacji SB posługiwała się tajnymi współpracownikami: tw „Stefan”, tw „Styczeń”, tw „Marian”, tw „582”.
SB ustaliła, że Marek Zrałek był jednym z założycieli „Solidarności” na Uniwersytecie Śląskim. Pełnił funkcję przewodniczącego tego związku w Instytucie Fizyki. Uczestniczył w wykładach działaczy antysocjalistycznych: Jacka Kuronia, Adama Michnika, Leszka Moczulskiego. Popierał strajki organizowane na Uczelni. Negatywnie wypowiadał się na temat wprowadzenia stanu wojennego oraz rozwiązania NZS. Pomagał osobom internowanym i ich rodzinom. Rozdawał im paczki, które otrzymywał z Kurii Biskupiej w Katowicach. W okresie od 8 stycznia do 25 czerwca 1982 roku był internowany. Przebywał w Komendzie MO w Katowicach, następnie w ośrodku odosobnienia w Jastrzębiu Szerokiej oraz w Uhercach.
[...]

środa, 7 października 2009

Z mojego podwórka

Polskapresse zwalnia dziennikarzy, ale toleruje TW


Od kilku miesięcy w „Dzienniku Zachodnim”, którego właścicielem jest Grupa Wydawnicza "Polskapresse", trwa proces zwalniania z pracy dziennikarzy. Zwolnienia były, są i będą w innych gazetach tego koncernu.

Jednocześnie kierownictwo redakcji i koncernu nie podejmują żadnych decyzji w sprawie dziennikarzy, na których ciążą podejrzenia o współpracę z PRL-owskimi służbami bezpieczeństwa.

Takich faktów nie można utrzymywać w tajemnicy. Trudno sobie nawet wyobrazić, aby podobną sytuację w swoich gazetach w Niemczech tolerował Alexander Diekmann, właściciel Verlagsgruppe Passau, której częścią jest Grupa „Polskapresse”. W Polsce obowiązują jednak inne standardy.

W archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach znajdują się bowiem dokumenty o tym, że jako Tajni Współpracownicy zostali zarejestrowani: red. Stanisław Bubin (TW Karol) oraz red. dr Marek Chyliński (TW Aleksander).

Pierwszy z nich do jeszcze do niedawna był zastępcą Elżbiety Kazibut-Twórz, redaktor naczelnej „Dziennika Zachodniego”, a obecnie jest szefem publicystyki w tej redakcji.

Redaktor M. Chyliński oprócz wielu obszarów swojej działalności (pracownik naukowy Uniwersytetu Opolskiego i prywatnej uczelni) jest Prezesem Zarządu „Instytutu Dziennikarstwa Polskapresse”, fundacji która szkoli adeptów naszego zawodu.

Ironicznie w takiej sytuacji brzmi jej dewiza:

„Nie ma umiejętności, które nie są potrzebne dziennikarzowi”




O tym, że na eksponowanych stanowiskach w redakcji „Dziennika Zachodniego” nadal pracują takie osoby, Elżbieta Kazibut-Twórz, redaktor naczelna gazety oraz kierownictwo spółki „Polskapresse” wiedzą od pół roku.

O fakcie zarejestrowania Bubina i Chylińskiego jako Tajnych Współpracowników SB wie także redaktor naczelny "Polski" - Paweł Fąfara. I co? I nic.

Urzędnicy "Polskapresse" najwyraźniej zapomnieli o tym liście wysłanym do pracowników sprzed ponad dwóch lat, w którym m.in. czytamy:

"Jednocześnie chcemy jeszcze raz podkreślić, że w Polskapresse nie ma miejsca dla osób, które kiedykolwiek współpracowały ze służbami PRL-owskich organów przemocy, ani też tych, które podjęły współpracę ze służbami specjalnymi już po 1989 roku. Wierzymy, że nie ma dziś w naszym wydawnictwie takich osób. Próba zatuszowania współpracy z PRL-owskimi służbami czy zachowanie dziś podwójnej lojalności byłaby traktowana jako poważne naruszenie zaufania pracodawcy".

Dziennikarz wykonuje zawód zaufania publicznego. Problem polega na tym, że red. Bubin i red. Chyliński nie ujawnili kontaktów ze Służbą Bezpieczeństwa z własnej inicjatywy.

Chyliński w mailu do mnie zaprzeczył, że współpracował z SB. Przyznał się do współpracy jednak swemu bliskiemu znajomemu.

Z kolei Bubin na mego maila nie odpowiedział. Z dokumentów wynika, że w jego przypadku współpraca z SB rozpoczęła się w styczniu 1980 roku i trwała przez następne dziesięć lat!

Jak wynika z pobieżnej kwerendy w archiwum znaleziono jedynie karty rejestracyjne TW. Na każdej z nich znajduje sie pseudonim, a szczególnie numer rejestracji, dlatego bez problemu można odnaleźć donosy tegoż agenta w innych dokumentach.

Zachowując milczenie na ten temat, taka osoba i jej pracodawcy w praktyce nadal przestrzegają umowy zawartej niegdyś z SB o poufności tych kontaktów, co wpływa negatywnie na z trudem zdobywaną wiarygodność naszego zawodu. O wiarygodności tytułu nie wspomnę.

poniedziałek, 14 września 2009

Iwanek oskarża Migalskiego

Prof. profesor Jan Iwanek, dyrektor Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Śląskiego oskarża swego byłego podwładnego dr Marka Migalskiego o zniesławienie.

Czymże to poczuł się dotknięty prof. Iwanek? Żywą, czystą prawdą. Tym, że Migalski mówił, iż Iwanek był tajnym współpracownikiem SB ps. Piotr i nie ma moralnych oraz naukowych powodów do kierowania Instytutem.

Migalski miał też twierdzić, że pozytywną opinię ze swojego studenckiego stażu w Panamie w latach 70. Iwanek zawdzięczał współpracy z SB, a w 2007 r. zainicjował na Wydziale Nauk Społecznych akcję bojkotu składania oświadczeń lustracyjnych.

Pełnomocnikiem Iwanka w procesie będzie adwokat, oskarżony o udział w gigantycznej aferze paliwowej. To tak na marginesie.

Nawet za bardzo nie chce mi się tego komentować. O Iwanku pisałem kilka razy. Oto fragment mego artykułu sprzed ponad 2 lat w "Dzienniku", poszerzony o dodatkowe informacje z dokumentów. Całość jest dostępna także na tym blogu o agenturze na Uniwersytecie Śląskim:

Jan Iwanek został zarejestrowany jako Tajny Współpracownik Służby Bezpieczeństwa ps. Piotr 20 listopada 1972 roku (nr ewid. 23189).
Iwanek był wtedy studentem III roku Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach oraz należał do Związku Młodzieży Socjalistycznej (ZMS).

Według oficera SB o werbunku zdecydowały następujące walory Iwanka: „Inteligentny, skromny, prezencja dobra, łatwość w nawiązywaniu kontaktów. Jest bystrym, spostrzegawczym, pomysłowym – umie zachować się w zaistniałej sytuacji. […]W wyniku przeprowadzonej rozmowy, stwierdzono, że kandydat jest pozytywnie ustosunkowany do dokonujących się przemian społeczno-politycznych w kraju. Opanowany i obiektywny w ocenie poruszanych problemów. Na zadawane pytania udziela odpowiedzi chętnie i szczegółowo. Poziom intelektualny – dobry”.

Jako „cel pozyskania Tajnego Współpracownika” podawano, że: „Grupa IV Wydziału III kontroluje operacyjnie m.in. katowickie środowiska studenckie. W tym celu zachodzi potrzeba zapewnienia należytego dopływu informacji o działalności aktywu studenckiego, jego kontaktach i zamierzeniach”.

Operacyjne możliwości kandydata na TW oceniano bardzo wysoko:
„Jest członkiem studenckiego koła Nauk Politycznych. Aktualnie pełni funkcję przewodniczącego komisji propagandy i informacji Uczelnianego Komitetu Współpracy Organizacji Młodzieżowych na UŚ. Ma wpływ na ludzi w swoim środowisku dzięki osobistemu zaangażowaniu. Bardzo dobry student III roku wydziału prawa”.

Iwanka chciano pozyskać do współpracy na zasadzie dobrowolności. Oficer SB zadzwonił do niego i zaproponował spotkanie 20 listopada 1972 roku w Hotelu „Śląskim” w Katowicach (lokal kontaktowy „Kolejarz”).
„Po uprzednim rozpytaniu kandydata o poszczególnych działaczach studenckich, ich postawach, wypowiedziach oraz zamiarach – zostanie wysunięta propozycja współpracy z organami SB i podpisanie zobowiązania”– planowano.
I tak też się stało.

Werbunek Iwanka, który przyjął pseudonim „Piotr”, odbył się według założonego planu. 20 listopada 1972 roku w pokoju Hotelu Śląskiego w Katowicach Iwanek wyraził zgodę na współpracę. Dobrowolnie.

„Podał przy tym, że stawiane przed nim zadania będzie wykonywać należycie i sumiennie. Na spotkaniu przekazał informacje: o porannym spotkaniu dotyczącym kampanii przedwyborczej w organizacjach młodzieżowych na UŚ, o zadaniach uczelnianego komitetu propagandy i szkolenia”– relacjonuje oficer SB dokonujący werbunku agenta.


Zgodnie z regułami pracy SB w tym dniu zostało podpisane przez Jana Iwanka zobowiązanie do współpracy (mikrofilmy teczki pracy i personalnej agenta zachowały się w archiwum IPN).


W czasie pierwszego spotkania omówiono sposób kontaktu „Piotra” z oficerem prowadzącym: „Kontaktować się z SB TW >>Piotr<< będzie dzwoniąc na podany nr telefonu służbowego i domowego pracownika”.


W 1971 roku Iwanek znalazł się w składzie delegacji polskiej młodzieży na międzynarodowe seminarium w Saarbrucken (RFN). Składa Służbie Bezpieczeństwa raport z wyjazdu.


Ocalały dwa pokwitowania pieniędzy podpisane TW Piotr: jeden na kwotę 700 zł wypłaconych w dniu 9 marca 1972 roku oraz drugi – na 500 zł z dnia 15 lutego 1974 roku.

W aktach zachowała się taka pochlebna charakterystyka TW „Piotr” z 14 lutego 1976 roku:
[…] „W trakcie współpracy okazał się jednostką wartościową o dużej wiedzy teoretycznej, posiadającą szerokie kontakty w środowisku studenckim. Przekazał szereg ciekawych informacji o głównych działaczach młodzieżowego ruchu studenckiego. Od listopada 1974 roku jest członkiem PZPR. W związku z powyższym proponuję wyeliminowanie go z czynnej sieci TW, a materiały przekazać do archiwum Wydziału „C”. Spotkań kontrolnych nie przeprowadzono. Otrzymał kwotę 5700 zł tytułem współpracy” – pisał kier. Sekcji IV Wydziału III kpt. Aleksander Chmielewski.

czwartek, 25 czerwca 2009

Honory dla TW Arski

Policzek dla Komisji Historycznej? Tak. Pokazano, gdzie jest jej miejsce. Najpierw agenci bezpieki dostali odznaczenia, teraz honoruje się prof. Janusza Arabskiego TW Arski.

"Instytut Języka Angielskiego ma zaszczyt poinformować, że w dniu 27 czerwca 2009 roku o godz. 16:00 odbędzie się spotkanie z okazji 70-lecia urodzin Profesora Janusza Arabskiego połączone z wręczeniem Księgi Pamiątkowej.
Uroczystość odbędzie się w budynku Wydziału Filologicznego w Sosnowcu, ul. Gen. Stefana Grota-Roweckiego 5."


Przypomnę szczegóły współpracy z SB Tajnego Współpracownika "Arski":
“Arski” boi się FBI
Współpracownikiem SB – pseudonim “Arski”- był również profesor Janusz Arabski, znany anglista, dyrektor Instytutu Języka Angielskiego Uniwersytetu Śląskiego. Zwerbowany został w 1968 roku na “zasadzie dobrowolności”. Arabski, wówczas asystent na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, składał donosy na pracowników konsulatu USA, ich kontaktów, swoich kolegów i współpracowników. Po dwóch latach bezpieka zorientowała się, że jest on członkiem PZPR.

Mimo że werbunek takich osób nie był dozwolony i często stanowił dobry pretekst do zerwania współpracy, Arabski tego nie zrobił. “TW wyraża zgodę na kontynuowanie współpracy z naszą służbą po przeniesieniu się do Katowic. Podejmie współpracę z osobą, która powoła się na >pana Franciszka z Poznania<” – melduje esbek. Tak też się stało.

“Arski” kontynuował kontakty z SB. Robił karierę. Wyjeżdżał często za granicę. Ale w listopadzie 1983 roku oficer służb specjalnych Jerzy Maśnica – oficer prowadzący – spotkał się z nim w Katowicach po jego powrocie z USA. Agent skarżył mu się “na nielojalność aparatu wobec jego osoby” i odmówił dalszej współpracy.

Co tak zdenerwowało agenta? W USA Arabski został przesłuchany przez FBI. Zarzucono mu współpracę z SB i wykonywanie zadań dla polskiego wywiadu na terenie Stanów Zjednoczonych. FBI wiedziało, że nosi pseudonim ”Arski”. Grożono mu deportacją do Polski. “>Arski< do tej pory trzykrotnie wykonywał zadania dla Departamentu I i zawsze po jego powrocie do kraju spotykali się z nim pracownicy wywiadu [...].

>Arski< sądzi, że ujawnienie jego pseudonimu jest wynikiem zdrady w naszym aparacie (niekoniecznie umyślnym). Jak twierdzi, była to jedyna organizacja (SB – przyp. red.) w naszym państwie, do której miał zaufanie. Zarzuca nam, że zniszczyliśmy mu karierę, bowiem obecnie Amerykanie nie dadzą mu już wizy. Ironicznie wypowiadał się też o pracy > >kolegów z Warszawy< (Departament I MSW – przyp. red.), twierdząc, że on bardziej konspiruje się przed żoną” – pisze do swoich przełożonych kapitan Maśnica. Okazało się potem, że powodem wpadki agenta była zdrada szyfranta z polskiej ambasady w Waszyngtonie.

15 marca 1985 roku rozwiązano współpracę z TW “Arski”, a materiały przekazano do archiwum. Oprócz meldunków w zasobach IPN do dzisiaj zachowało się pokwitowanie za wręczoną agentowi “paczkę z artykułami konsumpcyjnymi o wartości 444,70 zł (dołączono rachunek)”. “Dopiero od pana dowiedziałem się, że byłem tajnym współpracownikiem SB. Przecież teraz kontakty ze służbami specjalnymi są również praktykowane. Wtedy przychodzili ludzie, którzy mówili, że są z wywiadu lub kontrwywiadu – i rozmawialiśmy. W 1983 roku FBI próbowało mnie oskarżyć o szpiegostwo i nie chciało przedłużyć wizy amerykańskiej. W Polsce, po powrocie, w odwecie za odmowę współpracy zablokowano mi paszport” – mówi nam Arabski. Jest zaskoczony, kiedy od reportera
DZIENNIKA dowiaduje się, że wywiad i kontrwywiad były częścią Służby Bezpieczeństwa.

piątek, 6 marca 2009

Wacław Długoborski TW "Asystent, "Wiktor"

Profesor Wacław Długoborski jest rektorem prywatnej Wyższej Szkoły Humanistycznej w Katowicach i cenionym historykiem.

To jednak tylko oficjalna cześć życiorysu naukowca. Długoborski przez blisko 20 lat, do 1975 roku był bardzo aktywnym i niebezpiecznym tajnym współpracownikiem SB ps. „Asystent", (a potem „Wiktor")[1]- donosił m.in. na kolegów-naukowców oraz pracowników Radia Wolna Europa.

Jako były więzień nr 138871 obozu koncentracyjnego w Auschwitz zasiada w Międzynarodowej Radzie Oświęcimskiej. Współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa od 1958 roku jako TW „Asystent".- Współpracę wywiadem PRL w atmosferze po „Październiku 1956" r. uważałem za swój obowiązek. Nie zapominajmy o ówczesnej sytuacji międzynarodowej: Niemiecka Republika Federalna uchodziła za państwo nieprzyjazne Polsce. Działały tam różnego rodzaju placówki Ostforschung - czyli badań wschodnich, zajmujących się m.in. polskimi Ziemiami Zachodnimi, kwestionujący granice na Odrze i Nysie Prowadziły dosyć agresywne działania polityczne przeciwko PRL. Zajmowały się „białym wywiadem" i często stanowiły przykrywkę różnych agencji wywiadowczych - tłumaczy Długoborski.

Współpraca Długoborskiego ze Służbą Bezpieczeństwa rozpoczęła się w kwietniu 1958 r. Historyk był wtedy pracownikiem Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Katowicach oraz Zakładu Historii Polskiej Akademii Nauk we Wrocławiu. Wybierał się na stypendium do Niemiec Zachodnich (NRF), i oficer SB spotkał się z nim przed tym wyjazdem. Rozmowa był ogólna, bo miała na celu rozpoznanie nastawienia Długoborskiego do SB, a także zainspirowanie go pewnymi tematami w czasie stypendium. Długoborski był pojętnym słuchaczem. Po powrocie z wyjazdu do NRF złożył oficerowi Wydziału II wrocławskiej SB obszerny raport na temat swojego pobytu m.in. w Instytucie Herdera w Marburgu. Znalazły się w nim bardzo dokładne charakterystyki niemieckich naukowców, które bardzo zainteresowały wywiad. Dotyczyły bowiem nie tylko spraw zawodowych, ale także prywatnych - zainteresowań, poglądów politycznych. Raport był tak ciekawy, ze spotkał się z uznaniem nawet oficerów z Centrali, czyli wywiadu MSW, urzędujących w gmachu przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie.


Najpierw wywiad

W MSW zapadła decyzja o ściślejszej formie współpracy z naukowcem i zarejestrowaniu Długoborskiego jako agenta Departamentu I (wywiadu) ps. „Asystent". Werbunek naukowca przeprowadził ppłk Edmund Wziątek, zastępca komendanta wojewódzkiego MO we Wrocławiu ds. SB. „Zobowiązania do współpracy nie pobierano. Zdecydowano, że jest to niekonieczne, a mogłoby tylko urazić jego osobę. [...] W stosunku do Służby Bezpieczeństwa jest szczery oraz chętny do wykonywania zadań w odniesieniu do spraw niemieckich. Spotkania odbywano sporadycznie, czasem co kilka dni, przeważnie jednak raz w miesiącu" - napisał w charakterystyce agenta ppłk Wziątek w 1961 r. Długoborski pieniędzy za zadania wykonywane dla wywiadu nie brał. SB zwracała agentowi jedynie koszty podróży.

Jak wynika z zachowanych akt w IPN, Długoborski był wtedy traktowany jako „kontakt informacyjny". To szczególna kategoria osobowego źródła informacji właściwa dla Departamentu I MSW - czyli tego, co bezpieka nazywała wywiadem. Tak naprawdę z wywiadem miał on niewiele wspólnego, bo zajmował się inwigilacją polskich uchodźców politycznych. Rządził się swoimi regułami i miał własną terminologię. W Departamencie I kontakt informacyjny był tym samym, czym dla właściwej SB tajny współpracownik. O stopniu zaufania SB do „Asystenta" niech świadczy to, że zrezygnowano od wiązania go za pomocą zobowiązania; stale podkreślano jego lojalność i szczerość, a także dużą użyteczność dostarczanych informacji.

Długoborski na polecenie SB utrzymywał kontakty korespondencyjne z zachodnioniemieckimi naukowcami, pracującymi w Instytutach Wschodnich. „Asystent" odegrał też bardzo ważną rolę w akcji polskiego wywiadu przeciwko dr Richardowi Breyerowi z Instytutu Wschodniego w Marburgu. Kiedy Breyer na zaproszenie Długoborskiego przyjechał do w 1959 r. Polski, w czasie jednego ze spotkań we Wrocławiu „Asystent" umożliwił spotkanie z nim na kolacji oficera wywiadu MSW. Nie wiadomo, czy doszło do werbunku Breyera. Spotkanie scharakteryzowano tak: „Pracownicy MSW przeprowadzili z Breyerem rozmowy operacyjne. „Asystent" był wprowadzony wówczas we wszystkie szczegóły tej sprawy i składał relacje z jej przebiegu".

Jak wynika z dokumentów, Długoborski na polecenie SB wyjeżdżał do NRF „W celach naukowych, gdzie wykonywał zadania zlecone przez Departament I. Z zadań tych „Asystent" wywiązywał się wzorowo".

W czasie swoich wyjazdów „naukowych" Długoborski donosił nie tylko o niemieckich czy polskich naukowcach, ale także o osobach, które mogły zainteresować bezpiekę. Tak było z rodziną Grosse z Monachium.

Jan Piotr Grosse pracował w Radiu Wolna Europa, z Polski wyjechał po wojnie. Długoborski spotkał się z nim w czasie jednego z pobytów w NRF pod koniec lat 50. „Na pracę w RWE bardzo narzeka, aczkolwiek przyznaje że jest dobrze płatna. Narzeka przede wszystkim na atmosferę donosów i np. bardzo źle widziane w rozgłośni kontakty pracowników z krajem. Ma bardzo dobre kontakty z polonią monachijską. Krzysztof Grosse, ma bardzo chwiejny charakter i jest pod dużym wpływem swojej matki".

Pod wielostronicowym raportem „Asystenta" z tej podróży służbowej jest dopisek oficera: „Informacja dotycząca Grossów i Krzysztofa Bukowskiego z Monachium zostanie wykorzystana przez Departament II MSW".

W tym samym czasie bezpieka w kraju gwałtownie szukała informatorów Radia „Wolna Europa". Dziś wiemy, że jednym z nich był Władysław Bartoszewski. Na szczęście SB nigdy nie wpadła na jego trop. Po latach Bartoszewski i Długoborski zasiadają obok siebie w Międzynarodowej Radzie Oświęcimskiej (MRO). Profesor Bartoszewski nie odpowiedział na mój e-mail z prośbą o komentarz na temat współpracy członka MRO z SB.

Historycy bez tajemnic dla SB

Robił karierę naukową, ale jednocześnie nadal donosił na osoby ze swojego środowiska. Informował w latach 60. SB np. o znanych historykach - Stefanie Inglocie, Henryku Wereszyckim, Michale Komaszyńskim, a także innych naukowcach, z którymi zetknął się w czasie pobytów zagranicą.

Tak m.in. charakteryzował prof. Inglota: „Przy całej swojej ostrożności Inglot w sposób bardzo trudny do uchwycenia utrudniał kariery naukowe pracowników o zadeklarowanej marksistowskiej postawie politycznej, a z drugiej strony popierał młodych pracowników, których sam w pewnym sensie „urabiał". [...] Ma bardzo szerokie kontakty z uczonymi z krajów zachodnich".

Współpraca „Asystenta" z wywiadem MSW uległa nagłemu zahamowaniu pod koniec lat 60. Okazało się, że jedna ze studentek oskarżyła Długoborskiego o to, że wziął łapówkę za jej przyjęcie na studia na Wyższej Szkole Ekonomicznej w Katowicach. Postępowanie dyscyplinarne trwało kilka lat. Zablokowało wyjazd agenta na roczne stypendium do NRF. SB, mimo próśb swego agenta, nie chciała pomóc w tej sprawie. „Asystent" bez możliwości wyjazdu do Niemiec był bezużyteczny dla wywiadu, i w 1971 roku współpracę zakończono. Nie znaczy to jednak, że SB zapomniała o Długoborskim.

W maju 1973 roku z docentem Długoborskim, wtedy już prodziekanem Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Śląskiego w katowickim hotelu „Polonia" spotyka się kapitan Edward Cichopek z Wydziału III katowickiej SB. Wydział III zajmował się inwigilacją środowisk naukowych i „ochroną" katowickiej uczelni przed antysocjalistycznymi wpływami.

Powrót na łono SB

Spotkanie kapitana Cichopka z doc. Długoborskim zakończyło się ponownym zwerbowaniem historyka do współpracy z SB. Długoborski przyjmuje pseudonim „Wiktor", podpisuje zobowiązanie do współpracy i składa pierwsze doniesienie. Dotyczyło doc. Wsiewołoda Wołczewa, dogmatycznego komunisty, którego teorii obawiali się nawet najbardziej aktywni działacze PZPR. To właśnie Wołczew w 1980 roku założył Katowickie Forum Partyjne. Jednak kręgu zainteresowań SB znalazł się blisko 7 lat wcześniej - właśnie dzięki donosom „Wiktora":

„Żądał od wszystkich wykładowców, aby szerzyli w swych wykładach marksizm-leninizm. W środowisku uchodzi za lewaka i dogmatyka. Jako kierownik Zakładu Nauk Politycznych zgromadził wokół siebie młoda kadrę, całkowicie od siebie zależną, dobieraną w specyficzny sposób".

„Wiktor" donosił też w 1973 roku na doc. dr hab. Andrzeja Kunisza: „Głęboko wierzący katolik, ojciec czworga dzieci, żona po wyższych studiach fanatycznie religijna. Kunisz na uczelni nie cieszy się dużym autorytetem, traktowany jest raczej z pobłażaniem a to z powodu dziedziny naukowej, która się interesuje (numizmatyka). Przebywał na kongresie numizmatycznym w USA, za jego pobyt i podróż płacił organizator".

W styczniu 1974 roku „Wiktor" informuje swego „opiekuna" z MSW o swoim pobycie na konferencji w NRF. „Z naszym tajnym współpracownikiem próbował nawiązać kontakt Bohdan Korab-Osadczuk, Polak z pochodzenia na Zachodzie od zakończenia II Wojny Światowej. Zajmuje się naukowo współczesną problematyka Polski i państw socjalistycznych. TW poufnie dowiedział się, że Korab-Osadczuk jest współpracownikiem wywiadu brytyjskiego i Radia Wolna Europa."

28 marca 1974 roku TW Wiktor donosi SB na Antoniego Barciaka, starszego asystenta Zakładu Historii Starożytnej i Średniowiecznej Instytutu Historii WNS: „Czynnie zaangażowany w działalność Duszpasterstwa Akademickiego. Widywany często w punktach katechetycznych w klasztorze w Katowicach-Ligocie, ma kontakty z księżmi".

SB ciekawiła także sprawa doc. Józefa Szymańskiego z tego samego Zakładu. „W ramach zajęć z historii organizuje wyjazdowe seminaria ze studentami do historycznych i zabytkowych obiektów, gdzie na miejscu prowadzone są lekcje poglądowe. Najczęściej w tym celu wybiera obiekty sakralne, gdzie po normalnych zajęciach wchodzi w kontakty z księżmi".

Szpicel z tytułem naukowym nie stronił też od donosów obyczajowych - kto ma kochanki, kto pije czy ma inne słabości. Z punktu widzenia SB były to informacje bezcenne, pozwalające na próbę werbunku. Dzięki „materiałom kompromitującym", jakie SB miała dzięki takim donosom, ewentualna próba werbunku zwykle kończyła się sukcesem.

Z wyjazdów służbowych Długoborski także pisał donosy, prawie tak dobre jak za dawnych, „wrocławskich" czasów. „Na Uniwersytecie w Odense w Danii zatrudniony jest były pracownik naukowy Wojskowej Akademii Politycznej, historyk prof. Emanuel Halicz - narodowości żydowskiej, który wyemigrował z Polski po 1968 r. Nie zna w zasadzie żadnego języka, jedynie bardzo słabo j. angielski. Wśród tamtejszej kadry naukowej nie posiada żadnego autorytetu, na uczelni pobiera niską pensję, lecz jest dofinansowywany przez ośrodki syjonistyczne".
Cenne informacje dla SB zawierał również inny donos - tym razem o byłym pracowniku WSE w Katowicach dr Zygmuncie Tkoczu, który kilka lat wcześniej „wybrał wolność". „Specjalizuje się w socjologii, zdobył duży autorytet w Odense. Utrzymuje kontakty z emigracyjnym działaczem endeckim Giertychem z Londynu, z którym wydał wspólnie książkę. Ostatnio napisał prace habilitacyjną o strukturze społecznej krajów socjalistycznych, jednym z recenzentów pracy był Leszek Kołakowski" - donosił „Wiktor".

- Takie kontakty z organami bezpieczeństwa były normalną praktyką. Byłem na kierowniczym stanowisku na uczelni, stąd niezależnie poza tymi kontaktami musiałem spotykać się z pracownikami SB i odpowiadać na określone pytania. Dotyczyły m.in. działalności doc. Wołczewa, fanatycznego komunistycznego dogmatyka, podobnie jak krąg zafascynowanych nim jego uczniów, których wodził na manowce walki pseudopolitycznej, odciągając od kariery naukowej - tłumaczy dziś Długoborski.

W 1975 roku wstąpił do PZPR. I zostaje wykreślony z ewidencji tajnych współpracowników SB

Już pod koniec listopada 1980 r. „Solidarność" na UŚ zrzeszała ok. 1500 osób. Do „S" zapisało się 598 nauczycieli akademickich z 1202 pracowników. Masowo wstępowali także członkowie PZPR. Prof. Wacław Długoborski od grudnia 1980 roku był członkiem rady Programowej Wszechnicy Górnośląskiej. Była to instytucja powstała z inicjatywy śląskiej „Solidarności". Prowadzono w niej wykłady popularnonaukowe oraz spotkania dyskusyjne z twórcami kultury, publicystami, działaczami opozycyjnymi. Wszechnicę Górnośląską inwigilowała bezpieka w ramach Sprawy Operacyjnego Rozpracowania „Kuźnia". W archiwach IPN nie zachowały się żadne dowody na działania skierowane przeciwko prof. Długoborskiemu w latach 80. Nie ma jednak też dowodów na kontynuowanie SB z nim współpracy po 1975 roku.
Tomasz Szymborski


[1] Archiwum OBUiAD nr akt IPN Ka 0024/28 t.1-5

środa, 4 marca 2009

Who`s Who cz.2

Na ostatnim posiedzeniu Senatu Uniwersytetu Śląskiego wiele uwag kierowano do Komisji Historycznej. Były pretensje o to, że komisja swoim "raporcie" nie dość, że wyrywkowo i według tylko sobie znanego klucza ujawniła TYLKO pseudonimy niektórych Tajnych Współpracowników SB działających do 1990 r. na UŚ, to jeszcze kilkunastu z niezrozumiałych powodów pominęła...

Na następnym posiedzeniu Senatu mają być ujawnione nazwiska TW, co od długiego czasu dzieje się na tym blogu.

TW na Wydziale Nauk Społecznych (kursywą ustalenia Komisji Historycznej)

Dr hab. Krzysztof Czekaj - tw „Polański” - dobrowolnie podpisał zobowiązanie do współpracy,, które znajduje się w aktach. Według funkcjonariuszy SB przekazywane informacje były ważne i cenne, ale brak teczek pracy nie pozwala na ich ocenę. „Polański” dwukrotnie otrzymał kwotę 5.000 zł. Współpraca trwała wyjątkowo długo, bo od 26 XIII 1983 aż do 20 VI 1990.

Prof. dr hab. Edward Długajczyk - tw „Szpornas” - został zarejestrowany jako tajny współpracownik SB na zasadzie dobrowolności, została zachowana deklaracja współpracy. Stopień szkodliwości przekazywanych informacji wydaje się niewielki.
Okres współpracy: 28 VIII 1986 – 26 VI 1990.


Prof. dr hab. Janusz Gruchała - tw „Jeremi” - pozyskany został w wyniku szantażu. Przekazał 45 informacji, w tym 29 pisemnie, dotyczących szczególnie doc. Józefa Szymańskiego. Przekazywane informacje jednak miały charakter ogólnikowy i trudno ustalić stopień ich szkodliwości.

Prof. UŚ Jan Iwanek - tw „Piotr” – został pozyskany na zasadzie dobrowolności i działał głównie w okresie studiów, informując o nastrojach na Wydziale, otrzymywał systematyczne wynagrodzenia.

Prof. dr hab. Wacław Długoborski - tw „Wiktor” - (posługujący się też kryptonimem „Asystent”) działał w środowisku uczelni
katowickich i wrocławskich, a także na terenie Republiki Federalnej Niemiec. Jego informacje szkodziły bardzo wielu starszym i młodszym pracownikom nauki. Był systematycznie wynagradzany, pieniężnie oraz rzeczowo. SB pomogła mu też wybrnąć z kłopotów dyscyplinarnych związanych z wzięciem od studentki łapówki.


Prof. dr hab. Jan Przewłocki - tw „Ksawery” - pozyskany do zagadnienia nieprawidłowości w funkcjonowaniu instytucji państw. i org. społecznych SOR „Uniwersytet”, jego informacje posiadały „nikłą wartość operacyjną”.

tw „Stanisławski” - wszystkie materiały zostały zniszczone. Co jednak nie oznacza, że ich nie ma ;-)

Obszerny materiał o Wacławie Długoborskim tu: http://www.tinyurl.pl/?mX7e3Dab

czwartek, 26 lutego 2009

Maciej Uhlig TW Biedronka

Maciej Uhlig nr rej. 52433, TW „Biedronka”

Został pozyskany do współpracy z SB na zasadzie "współodpowiedzialności obywatelskiej" w 1983 r. Zatrudniony w Centrum Techniki Obliczeniowej UŚl, z wykształcenia fizyk.

Uhlig do 13 grudnia 1981 r. był wiceprzewodniczącym uczelnianej "S". Tak go wówczas charakteryzowała SB: "Aktywnie uczestniczył we współorganizowanych przez siebie strajkach, wspierał NZS, redagował pismo „Solidarność Uniwersytecka” i prezentował wrogi stosunek do PZPR".

Został internowany 13 grudnia 1981 r. i osadzony w ZK Jastrzębie.

Mimo licznych pisanych odwołań od decyzji o internowaniu i próśb o zwolnienie przetrzymywano go w "internacie" do 27 maja 1982 r. Naczelnik Wydziału III Zbigniew Goraj podpisał w tym dniu wniosek o uchylenie internowania, stwierdzając, że Uhlig nie jest zainteresowany działalnością polityczną i związkową, a jedynie pracą na uczelni i rodziną. Skonstatował, że dalszy pobyt „w otoczeniu ekstremalnych działaczy „Solidarności” w ośrodku odosobnienia może spowodować reorientację prezentowanych poglądów”.

Według przygotowującego materiały do werbunku st. kpr. Zbigniewa Witkowskiego, Uhlig w czasie rozmowy (przed pozyskaniem) zachowywał się spokojnie, na pytania odpowiadał rzeczowo i wyraził chęć utrzymania kontaktu.

W CTO (Centrum Techniki Obliczeniowej) sekcja III Wydziału III-1 prowadziła sprawy na Romana Zająca („Niewidomy") i Adama Gryłkę („Programista”). Uhlig miał ich "zabezpieczać i przekazywać uprzedzające dane o ich zachowaniu". Utrzymywał z nimi kontakty w miejscu pracy, a przed wprowadzeniem stanu wojennego czynnie współdziałał z nimi w ramach NSZZ „S”.

Do werbunku doszło 23 maja 1983 r. Uhlig napisał własnoręcznie zobowiązanie i przyjął pseudonim „Biedronka”. W czasie pierwszej rozmowy z SB przekazał informacje na temat Gryłki, Zająca i Jelonka.
W toku współpracy doszło ogółem do 12 spotkań, w ich trakcie TW sporządził pisemne informacje. Na spotkania przychodził punktualnie, nie złamał zasad konspiracji. Nie otrzymywał wynagrodzenia.

Esbek pisał:
„Tw ps. «Biedronka» nie ma oporów przed kontynuowaniem współpracy. Jego stosunek do obecnej rzeczywistości społeczno-politycznej jest pozytywny. Tw ps. «Biedronka» ocenić należy jako źródło sygnalizacyjne, nie ma możliwości realizowania zadań operacyjnych” .

W 1988 r. jego oficer prowadzący stwierdzał, że osoby w operacyjnym zainteresowaniu SB zwolniły się z CTO, a spotkań z TW odbyło się łącznie 20.
Współpracę z Uhligiem zakończono 4 listopada 1988 r.


Mgr Uhlig przysłał do mnie dziś oświadczenie:

Oświadczam, że zgodę na współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa podpisałem wiosną 1982 r. w Ośrodku Internowania w Jaworzu k. Drawska, w zamiarze osiągnięcia korzyści, polegającej na zwolnieniu z obozu internowania i przywróceniu mi wolności. Fakt, że deklarację współpracy z SB podpisałem w warunkach pozbawienia wolności, świadczy jednoznacznie o tym, że było to świadome i zamierzone oszustwo, nie mające na celu wspomagania upadającej komunistycznej władzy. W planie tego oszustwa założyłem, że współpracę z SB zakończę tak szybko, jak to tylko będzie możliwe, w międzyczasie nie szkodząc „Solidarności”, w której do 13 grudnia 1981 r. działałem. Moje kontakty z SB zostały zakończone w roku 1983 lub 1984, chociaż chciałem je zakończyć już w roku 1982.
====================================================================================
28.02.2009 r. - poprawiłem dr Uhlig na mgr Uhlig, zgodnie z życzeniem wyrażonym w mailu
>>"Dr Uhlig ..." - nie jestem doktorem. jestem tylko magistrem i nawet niekoniecznie trzeba o tym pisać. MU<<

Natomiast nie zgadzam się z komentarzem mgr Uhliga http://www.prw.pl/articles/view/10326/lustracja-w-blogach :
[...]"Jest oczywiste, że Szymborskiemu chodzi (z na razie nieznanych) mi powodów, o skompromitowanie nauczycieli akademickich Uniwersytetu Śląskiego, i - jak widać - odnosi zamierzony efekt. Panowie podczas audycji Blogoskop określili mnie właśnie jako pracownika naukowego Uniwersytetu Śląskiego, podczas gdy nie jestem pracownikiem naukowym, tylko zwykłym najemnym pracownikiem administracji, nie mającym żadnego związku z nauką ani kształceniem studentów.

Ta sytuacja wyraźnie pokazuje, że Szymborski realizując swoje cele nie waha się posłużyć nieprawdą i insynuacją."


To oczywiste nadużycie i nadinterpretacja ze strony pana Uhliga. Maila dostałem, ale w zamieszaniu wywołanym całą sprawą, zapomniałem dokonać tejże korekty. A wniosku, jakoby chodziło mi o "skompromitowanie nauczycieli akademickich Uniwersytetu Śląskiego, i - jak widać - odnosi zamierzony efekt", komentować będę. Jest, po prostu, błędny.

środa, 25 lutego 2009

Już wiadomo Who`s who cz.1

Komisja Historyczna badająca "uwikłanie" naukowców i studentów Uniwersytetu Śląskiego we współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa, z niewiadomych powodów nie zdecydowała się na ujawnienie nazwisk szpicli. W swoim tzw. Raporcie z pierwszego etapu pracy, lituje się nad konfidentami, nie publikując ich nazwisk, ale jedynie ich esbeckie pseudonimy.

Pora nadrobić to "niedopatrzenie". Poniżej cześć pierwsza wykazu, czyli nazwiska TW z niektórych wydziałów UŚ.
Wydział Mat-Fiz-Chem:

TW "Stefan" - prof. Ryszard Mańka;
"Janka" - Irena Wistuba;

Nie wiem, dlaczego nie znaleźli się wśród nich:
prof. dr hab. Józef Śliwiok TW "Romanowski";
dr Witold Kowalski - TW "Jan";

Wydział Nauk o Materiałach i Informatyki (WT):
TW "Sokrates" - prof. Henryk Morawiec;

Wydział Nauk o Ziemi:
TW "Roman" - dr Jerzy Nita;

wtorek, 10 lutego 2009

Raport komisji o agenturze na UŚl.

Komisja Historyczna badająca na Uniwersytecie Śląskim, kto z pracowników uczelni współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa, sporządziła swój pierwszy raport. Wynika z niego, że niemal na każdym wydziale uczelni SB miała swoich agentów. Na niektórych – nawet kilkunastu.

Według stanu na 31 grudnia 1978 r. wszystkie wydziały operacyjne katowickiej SB wykorzystywały ogółem 2621 TW. Wśród nich 110 było naukowcami oraz wykładowcami szkół wyższych i średnich, zaś 187 studentami i uczniami.
Komisja Historyczna została powołana przez Senat uczelni w kwietniu 2007 roku. Są pierwsze efekty jej działalności.

Prowadząc badania w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej przedstawicielom komisji udało się odnaleźć teczki tajnych współpracowników bezpieki, które nie zostały zniszczone do 1990 r. Część z nich ocalała tylko dzięki temu, że zostały zmikrofilmowane.

Z raportu Komisji wynika, że najwięcej tajnych współpracowników SB miała na wydziale filologicznym . Raport Komisji podaje pseudonimy i krótkie charakterystyki kilkunastu z nich. Z dokumentów wynika, że agentami bezpieki na tym wydziale byli następujący pracownicy naukowi i studenci tegoż wydziału: „Arski”, „Rafał”, „Władysław”, „Irek”, „Jaś”, „Adam”, „Lester”, „Lucjan”, „Pablo”, „Wojtek”, „Zbyszek” i „Sandra”.

Aktywnym współpracownikiem SB od 1979 roku był „Pablo”. Donosił przez dziewięć lat. To osoba z romanistyki, o czym świadczy fakt, że dostawał zadania na temat ośrodków naukowych na Zachodzie Europy. „Specjalizował” się w tych we Francji oraz śledzeniu pracowników naukowych francuskich i polskich (czyli swoich kolegów), przebywających na stypendium we Francji. „Pablo” złożył kilkadziesiąt donosów i był systematycznie wynagradzany przez SB. „Arski” jest anglistą. Donosił m.in. na lektorów języka angielskiego zatrudnionych w Instytucie Anglistyki i osoby z UŚ wyjeżdżające na stypendia. Podczas pobytu w USA był przez FBI podejrzewany o współpracę z wywiadem PRL, i ledwo uniknął deportacji.

Z kolei TW „Rafał”, był studentem polonistyki, kiedy pracował dla SB w latach 1975-1978. Charakteryzowano go jako aktywnego współpracownika, a jego donosy były cenne dla bezpieki. Donosił m.in. na Ireneusza Opackiego.

Na Wydziale Matematyki, Fizyki i Chemii Komisja doliczyła się, jak na razie, dwóch TW o pseudonimach „Stefan” i „Janka”. Ten pierwszy agent został zwerbowany w 1983 roku. Do 1990 r. donosił o pracownikach Instytutu Fizyki. „Janka” podjęła współpracę z SB w tym samym czasie, podpisała zobowiązanie o zachowaniu w tajemnicy rozmowy z esbekiem. „Sokrates” był najprawdopodobniej jedynym agentem na dawnym Wydziale Techniki UŚ. Ten naukowiec donosił o kolegach i sprawach wydziału. Współpracę z SB rozpoczął w 1978 r. i po roku została przerwana.

Duże „nasycenie” szpicli było na Wydziale Nauk Społecznych. Komisja dotarła do teczek personalnych siedmiu agentów o pseudonimach: „Polański” (zbieżność pseudonimu TW z nazwiskami dwóch pracowników wydziału filologicznego miała przy okazji zdyskredytować te osoby), „Szpornas”, „Jeremi”, „Piotr”, „Wiktor”, „Ksawery” i „Stanisławski”. Do najbardziej cennych agentów należeli „Polański”, „Piotr” i „Wiktor”.

Bezpieka nie mogła pominąć w swoich działaniach operacyjnych Wydziału Prawa i Administracji. SB nie tylko inwigilowała naukowców tego wydziału, ale niektórym pomagała w karierze. Tak było w przypadku TW „Andrzej”, który z SB współpracował ponad 20 lat! – do 1990 r. W archiwum zachował się m.in. pismo z 1 maja 1971 r. naczelnik Wydziału III katowickiej SB wnioskował do I zastępcy komendanta wojewódzkiego MO ds. SB pułkownika Stanisława Opitka o „udzielenie pomocy ob. A.N., studentowi IV roku Wydziału Prawa Uniwersytetu Śląskiego, przy ubieganiu się o przyjęcie na staż asystencki”. Prośba oczywiście została rozpatrzona pozytywnie. „Andrzej”, którego kariera rozwinęła się do tego stopnia, że został profesorem prawa, donosił również na Waleriana Pańkę.
To dzięki donosom „Andrzeja” na temat życia prywatnego jednego z wykładowców, tego ostatniego SB zwerbowała jako TW „Wisz”.

TW „Rzecznik” współpracował krótko – przez pół roku od grudnia 1981. Jednak jego donosy pozwoliły SB na wszczęcie kilku spraw, głównie przeciwko zdelegalizowanej wówczas „Solidarności”.

Na razie nie udało się Komisji dotrzeć do dokumentów, które byłyby dowodem na zwerbowanie przez SB swoich informatorów na Wydziałach Biologii i Ochrony Środowiska i Pedagogiczno-Artystycznym w Cieszynie. Na wydziale pedagogiki i psychologii natrafiono na ślad TW „Jadwiga” i „Rwa”, którzy nie byli jednak aktywni i raczej udawali współpracę.
Jaki będzie los pracowników naukowych UŚ, którzy w przeszłości współpracowali z SB? - Część osób, co do których zachowały się dowody na ich agenturalna przeszłość, zrezygnowała z piastowanych stanowisk, część odeszła. Jednak Jego Magnificencja Rektor wobec byłych TW nie ma absolutnie żadnych sankcji, bo takie jest prawo – stwierdza prof. Krystyna Heska-Kwaśniewicz.

Tomasz Szymborski

ps. Komisja zamieszcza w swoim raporcie jedynie pseudonimy. Większość z nich została już "odkryta" na tym blogu. Dziwi mnie, że Komisja nie ujęła w swym sprawozdaniu wszystkich TW działających na uczelni.

środa, 28 stycznia 2009

Józef Śliwiok TW "Romanowski" nr ewid. 15629

Józef Śliwiok został zarejestrowany jak Tajny Współpracownik "Romanowski" w czasach, kiedy był docentem w katedrze chemii nieorganicznej Uniwersytetu Ślaskiego.
SB zwróciła uwagę na J. Śliwioka 15 lipca 1968 r. Wtedy to funkcjonariusz SB kpt. Jan Benbenek z Wydziału II SB czyli kontrwywiadu, napisał notatkę służbową dotycząca jego rozmowy z dr Śliwiokiem, w celu zorientowania się co do jego możliwości współpracy z SB. Śliwiok udzielił informacji o swej żonie, o sobie. Opisywał swe kontakty zagraniczne (był członkiem międzynarodowych towarzystw badawczych, zapraszano go na Zachód). Z USA otrzymał kilkaset próśb o przesłanie odbitek swych artykułów. Stwierdził, że jego pracami interesuje się NASA.
Do całkowitego związania naukowca z SB było jeszcze daleko. na razie obie strony "poznawały się".

Do rozmowy werbunkowej doszło w hotelu „Katowice”. Rozmowa dotyczyła badań prowadzonych przez Śliwioka. Udzielił chętnie informacji o zainteresowaniu jego pracami ze strony zagranicznych placówek naukowych. Kpt. Benbenek stwierdził, że „wymieniony może oddać usługi Sł. Bezpieczeństwa na styku z cudzoziemcami, ich zainteresowań[iami], oceny prowadzonych prac naukowych z chemii na U. Śląskim”.

Jako cel przyszłego pozyskania wymieniono kontrolę publikacji naukowych pod względem zabezpieczenia tajemnicy państwowej (docent Śliwiok oceniał wartość publikacji jako sekretarz naukowy publikacji UŚl. z zakresu chemii), ponadto, „jako uznana sława ma naturalne możliwości styku z naukowcami obcych państw na Zjazdach i Sympozjach naukowych w kraju i za granicą”. Zamierzano dzięki niemu zbierać informacje o zainteresowaniu obcych środowisk naukowych „polską myślą twórczą”.

Pozyskać go zamierzano odwołując się do lojalności wobec PRL i ambicji, ze polska myśl naukowa jest nie gorsza niż zachodnia. Ciekawa była metoda werbunku: „przez stopniowe pozyskiwanie w formie odbywania spotkań, punktem kulminacyjnym będzie przekazanie w/w konkretnych zadań na odbywający się w Warszawie Międzynarodowy Zjazd Chemików w którym weźmie udział” .
Do pozyskania doszło 27 września 1969 r. w Hotelu „Katowice”. Odbyto już do tej pory co najmniej dwa spotkania ze Śliwiokiem, na których przekazał szereg istotnych informacji. Dotyczyły zainteresowania pracami naukowymi ze strony Philipsa, Siemensa i Departamentu Wojskowego USA, pracowników uczelni. Złożył też sprawozdanie z przebiegu Kongresu Chemii. Śliwiok wybrał sobie pseudonim „Romanowski”, funkcjonariusz nie odebrał od niego zobowiązania .
Śliwiok nie chciał jednak składać pisemnych raportów. Wszystkie informacje na spotkaniach przekazywał ustnie. Jakakolwiek próba nakłonienia go do pisania raportów lub podpisywania zadań, spotykała się ze sprzeciwem. Jednak informacje od niego były na tyle cenne, że prowadzący go wówczas kpt. E Cichopek z Gr IV Wydziału III zwrócił się do przełożonych z prośbą o zachowanie dotychczasowej formy współpracy.

Oceniano go wysoko, był ukierunkowany na inwigilację wydziału Mat-Fiz-Chem .
Dziesięć lat później przydatność „Romanowskiego” SB oceniała nadal bardzo wysoko. Przekazał szereg wartościowych operacyjnie informacji, a w lutym 1977 r. na podstawie jego informacji założono SOS „Molekuła”. Jednak za współpracę nie otrzymywał gratyfikacji. Na ostatnim spotkaniu z SB w 1978 r. z okazji imienin otrzymał paczkę delikatesową wartą 1458 zł.

11 listopada 1978 r. Śliwiok poinformował oficera SB, że miesiąc wcześniej został przyjęty do PZPR. W związku z tym, że „zgodnie z obowiązującymi przepisami współpraca z t.w. nie może być kontynuowana”.
28 grudnia 1978 r. współpraca została rozwiązana.

wtorek, 27 stycznia 2009

Witold Kowalski TW JAN

dr hab. Witold Kowalski
nr rejestracyjny 24904.

Chemik, został zwerbowany przez SB w maju 1977 roku w Hotelu "Katowice". Donosił m.in. na prof. dr hab. Aleksandra Ratajczaka (chemika) oraz doc. Edwarda Kluka (fizyka).

Oficerem prowadzącym TW JAN był kapitan Zdzisław Kozłowski z Wydziału III katowickiej SB. Tak oceniał swego agenta: "Materialista, nawiązanie kontaktów uzależnia od ewentualnych korzyści materialnych". I takowe SB swemu agentowi zapewniało.

Kowalski został wyeliminowany z czynnej sieci TW, bo w styczniu 1979 roku wstąpił do PZPR. O dziwo - nie zastosowano wobec W. Kowalskiego zastrzeżenia w postaci zakazu wyjazdów zagranicę.
Obecnie jest profesorem Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie.

piątek, 23 stycznia 2009

Lustracja a la Uniwersytet

Naukowcy są jak dzieci. Udają że jeżeli o czymś się nie mówi, to nie ma tematu. Tak jest z lustracją akademików. Niektórzy najchętniej doprowadziliby do zamknięcia archiwów IPN przed badaczami i dziennikarzami.

To spośród środowisk akademickim wziął początek "ruch antylustracyjny" i przeświadczenie, że lustracja jest passe, niemodna a zajmowanie się nią jest jak puszczenie bąka w salonie pełnym gości...
Nazwiska Tajnych Współpracowników Służby Bezpieczeństwa donoszących na kolegów z uczelni są znane od ponad dwóch lat. Wtedy opinia publiczna dowiedziała się po raz pierwszy, że agentem SB o pseudonimie "Piotr"
był Jan Iwanek, obecny profesor UŚ i szef Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Śląskiego. Był w latach 70. studentem, ale nie miał żadnych rozterek przed informowaniem SB o nastrojach we własnym środowisku czy relacjonowaniu zagranicznych wyjazdów. Na jego nieszczęście w archiwum IPN zachowała się teczka agenta TW "Piotr" i wynika z niej że donosił ideologicznie, ale pieniądze od SB brał.
Paradoksalnie właśnie ideologia czyli PZPR pozwoliła agentowi zakończyć oficjalną współpracę z SB. "Swoich" nie wypadało angażować do donoszenia.
Iwanek nie stałby się ikoną antylustracji, gdyby nie to, że wielokrotnie wypowiadał się przeciwko lustracji środowiska naukowców.
Czyli swojego środowiska. Czy dlatego, że starał się ochronić siebie?
Profesor twierdzi, że trzydzieści lat temu nic złego nie robił. To dlaczego on i jemu podobni nie dokonali publicznej ekspiacji? Czyżby do tego stopnia czuli się zobowiązani do zachowania tego faktu w tajemnicy, bo tak pouczał ich oficer prowadzący z SB?
Od kilku lat na Uniwersytecie Śląskim działa senacka komisja, której zadaniem jest zbadanie w jakim stopniu naukowcy i pracownicy uczelni zeszmacili się donoszeniem SB na kolegów i jakie było źródło ich postawy? Czy tacy TW "Piotr", "Rafał", "Romanowski", "Biedronka", "Andrzej" zostali złamani czy traktowali współpracę z bezpieką jako trampolinę do kariery? Komisja pracuje, bada dokumenty. Raport będzie gotowy, ale nikt nie wie, kiedy. Jego publikacja będzie zależeć od woli Senatu UŚ. Wszak osoby z towarzystwa z grzeszków swoich kolegów nie będą robić igrzysk...