W dwóch największych aferach kryminalnych w Śląskim Uniwersytecie Medycznym w Katowicach główne role przypadły profesorom, którzy w przeszłości współpracowali z SB. Przypadek?
W październiku 2009 r. w katowickiej Prokuraturze Okręgowej znany śląski chirurg szczękowy profesor Tadeusz Cieślik usłyszał dwadzieścia dwa zarzuty korupcyjne. Jest podejrzany o to, że kiedy był kierownikiem katedry szpitali klinicznych w Katowicach i Zabrzu (należą do Śląskiego Uniwersytetu Medycznego), miał żądać i przyjmować od swoich pacjentów łapówek, które miały go „zachęcić” do osobistego przeprowadzania zabiegów. Dowody były na tyle mocne, że już w czasie pierwszego przesłuchania w prokuraturze profesor skapitulował. Przyznał się, że dwadzieścia razy wziął pieniądze od pacjentów - w sumie 31 tysięcy złotych.
Do skorumpowania naukowca miało dojść w czasie niespełna dwóch lat - od grudnia 2006 r. do listopada 2008 r. Z dowodów zebranych przez policjantów z Wydziału do Walki z Korupcją Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach, profesor domagał się także łapówek za możliwość zrobienia doktoratu oraz specjalizacji na swojej katedrze. I tak od dwóch kandydatów na doktorów miał wziąć w sumie 124 tysiące złotych. Do przyjęcia tych łapówek od lekarzy profesor Cieślik się nie przyznał. - Nic dziwnego. Nie sądzę, aby znalazł się lekarz-samobójca, który ujawni się i wyjdzie na jaw, że doniósł na swego profesora to jeszcze chciał zapłacić za otwarcie przewodu doktorskiego. W tej branży byłby skończony - mówi jeden ze starszych wykładowców Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Profesor nie trafił do aresztu. Jest na wolności po wpłaceniu 400 tys. zł kaucji i nie może wyjeżdżać zagranicę, ale jego kariera naukowa stoi pod znakiem zapytania. - Chce dobrowolnie poddać się karze. To dobra taktyka, bo uniknie krępującego procesu, wywlekania brudów przy otwartej kurtynie. Ma bardzo duże szanse na wyrok w zawieszeniu, a nie 8 lat więzienia- stwierdza znany śląski adwokat. Niedawno zarzuty korupcyjne usłyszała córka profesora.
„Neptun” boi się SB
Tadeusz Cieślik nawet przed rodziną ukrywał pewien epizod z przeszłości. W archiwum IPN ocalały dokumenty, z których wynika, że kiedy był studentem V roku ( czyli w roku 1976) Wydziału Stomatologii Śląskiej Akademii Medycznej w Zabrzu, został zwerbowany w charakterze tajnego współpracownika (TW). Zachowały się dwie teczki TW ps. „Neptun” (nr rejestracyjny 32289) - personalna i pracy. Dzięki nim można odtworzyć przeszłość Tadeusza Cieślika, o której wolałby zapomnieć.
7 kwietnia 1976 roku Tadeusz Cieślik własnoręcznie napisał zobowiązanie do współpracy z SB, pod którym się podpisał: „W zamian za niepociągnięcie mnie do odpowiedzialności karnej oraz nieinformowanie władz uczelnianych, zobowiązuję się do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. Informacji udzielać będę pisemnie, a dla konspiracji przyjmuję sobie pseudonim „Neptun”. Fakt współpracy zachowam w ścisłej tajemnicy. Zostałem pouczony o odpowiedzialności karnej wynikającej z ujawnienia tajemnicy”.
W jaki sposób SB zwerbowała studenta do współpracy? Otóż to zobowiązanie było rezultatem burdy pomiędzy studentami a funkcjonariuszem MO, do której doszło 9 marca 1976 roku w piwiarni „Żywiecka” w Zabrzu. Protokoły wiernie oddają przebieg incydentu. Około godziny 17., po zajęciach, Cieślik razem z kolegą ze studiów i z pokoju w akademiku, Józefem Pustułką, postanowił napić się piwa. Wypili po osiem dużych piw, kiedy podszedł do nich milicjant. Zażądał dowodów osobistych. Studenci jednak jego żądanie zlekceważyli.
Wybuchła awantura. W rezultacie Pustułka z Cieślikiem trafili do izby wytrzeźwień. „Bardziej agresywny był Pustułka, który zaczepiał konsumentów, jak również arogancko zachowywał się wobec milicjantów” - zeznawał na drugi dzień Cieślik na komisariacie MO. Wersja Pustułki była inna. Jednak pech Cieślika polegał na tym, że podczas przeszukania znaleziono 12 skradzionych i podbitych in blanco recept z kliniki (w tym jedną z pieczątką jego brata - ginekologa). Meldunek z zajścia w „Żywieckiej” trafił do Katowic, do Wydziału III SB. Miesiąc później sierżant Jan Sablik z SB rozpoczął „opracowywanie kandydata na tajnego współpracownika”.
Operacyjne możliwości Tadeusza Cieślika, swego przyszłego agenta, bezpieka oceniała bardzo wysoko. „Jest studentem V roku Wydziału Lekarskiego Śl. AM w Zabrzu, gdzie nie posiadamy źródła informacji w postaci TW. Jak wynika z rozmowy sondażowo-rozpoznawczej ma dotarcie do studenta aktywisty duszpasterstwa akademickiego Bartos Wiesława oraz może rozpoznać innych aktywistów. Ponadto ma niezłe rozpoznanie w środowisku studentów na Wydziale Lekarskim w Zabrzu. […] Podczas spotkania błagał o niewyciąganie konsekwencji i o możliwość zrehabilitowania się”. Werbunek Tadeusza Cieślika planowano „na materiałach kompromitujących”. Wszystko przebiegło zgodnie z planem bezpieki. Tadeusz Cieślik został TW ps. „Neptun”, a w zamian SB nie powiadomiła władz uczelni o jego przestępstwie i nie relegowano go ze studiów.
Siedem donosów w dwa miesiące
W teczce personalnej „Neptuna” zachowały się materialne dowody jego współpracy, czyli siedem własnoręcznie napisanych donosów. Powstały w krótkim czasie - od kwietnia do czerwca 1976 roku.
Już podczas spotkania werbunkowego „Neptun” poinformował sierżanta Sablika z SB o studentach, którzy „Chodzą na spotkania DA (Halina Piec, Maria Smółka, Jadwiga Zajęcka, Maria Szwaja, Wiesław Bartos, Stanisław Legierski, Jolanta Francisz), przekazał informacje o tych, którzy negatywnie wypowiadali się o wyborach do Sejmu i Rad Narodowych (Krzysztof Sacha, Janusz Horzelski), wymienił studentów negatywnie ustosunkowanych do naszych osiągnięć gospodarczych (Zdzisław Natora, Andrzej Czyba, Andrzej Głogowski, Janusz Horzelski)”. Te informacje trafiły do teczki Sprawy Obiektowej „Wierni”, w której inwigilowano członków Duszpasterstwa Akademickiego (DA).
W drugim donosie Cieślik informował SB o poglądach swego kolegi z roku - Andrzeja Pazery. „W czasie jedzenia Andrzej niejednokrotnie wspominał o tym, że jako stomatolog wyjeżdżając na Zachód mógłbym zarobić dużo pieniędzy. Twierdził, że na Zachodzie są duże braki stomatologów i mają tam duże możliwości zarobkowania. Andrzej jest starostą wydziału lekarskiego, zawsze wywiązywał się dobrze ze swoich obowiązków”.
Odszukaliśmy bohatera donosu. - Z Polski wyjechałem w 1980 roku. Donoszenie jest z natury obrzydliwe i nie można się z tego wytłumaczyć. Nie wiem, czy niektóre z moich kłopotów nie były właśnie nimi wywołane - mówi Andrzej Pazera-Eliasz, który jest lekarzem w Szwajcarii.
Cieślik nie stronił od donosów obyczajowych. „Od 22 do 24 kwietnia przed akademikiem był zaparkowany samochód z rejestracją RFN. Jego właścicielem był pan w wieku około 30 lat, przebywający w towarzystwie studentki V roku wydziału stomatologicznego Katarzyny J[...]. Jest ona znana osobą w naszym środowisku, ponadto ze względu na trudności materialne jest zmuszona dorabiać „najstarsza profesją” […]”. Informacja naturalnie zainteresowała SB. Planowano ją wykorzystać w rozmowie operacyjnej z J. Nie można jednak ustalić, czy i w ogóle dzięki tym informacjom Katarzyna J. została zwerbowana.
„Neptun” chętnie donosił na swoich kolegów ze studiów. Nie próżnował nawet w czasie praktyk studenckich. 25 czerwca 1976 r., tuż po ogłoszeniu przez rząd Gierka drastycznych podwyżek cen, przekazał SB relację z komentarzy pielęgniarek i lekarzy Kliniki Chirurgii Szczękowej w Katowicach. „Pielęgniarki czytały punkt po punkcie relację z posiedzenia Sejmu w Trybunie Robotniczej, głośno komentując każdy z nich w formie „to jest złodziejstwo my teraz nie zarobimy nawet na chleb z masłem”.[…] Słyszałem to, ponieważ siedziałem obok. Niedokładność słyszanej dyskusji spowodowana była przygotowaniami do egzaminu”- wyjaśnia „Neptun”.
Potem współpraca ustała, bo Cieślik po zakończeniu studiów pojechał na szkolenie wojskowe i wyprowadził się w rodzinne strony - do Myszkowa. W lutym 1978 roku o tajnego współpracownika upomniała się SB w Częstochowie. Został przejęty „na kontakt” przez kpt. Kazimierza Półtoraka z Wydziału III SB. Jednak „Neptun” nie był już skory do współpracy, unikał spotkań i twierdził, że nie ma żadnych ciekawych informacji. W 1980 roku zrezygnowano z prób wznowienia współpracy z TW „Neptun”. Jego akta trafiły do archiwum. Tadeusz Cieślik nie odpowiedział na moje pytania, dotyczące wydarzeń sprzed prawie 40 lat wysłane pocztą elektroniczną.
TW „Andrzej” z zarzutami
Co, oprócz prokuratorskich zarzutów łączy profesora - chirurga szczękowego z korupcyjnymi zarzutami z byłym rektorem Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach? Można powiedzieć, że prof. Tadeusz Cieślik idzie tropem byłego rektora ówczesnej Śląskiej Akademii Medycznej (jej następcą jest właśnie Śląski Uniwersytet Medyczny) - prof. Tadeusza Wilczoka. Od kilku miesięcy przed Sądem Okręgowym w Katowicach trwa proces byłego rektora oraz dwojga jego współpracowników:Adama Sałaniewskiego - byłego dyrektora uczelni i Stefanii B. - kwestora Akademii. Współpracownicy byłego rektora są oskarżeni o narażenie uczelni na straty około 6 milionów złotych. Tadeusz Wilczok w czerwcu 2008 roku usłyszał zarzut niegospodarności oszacowany przez biegłych na ponad 47mln zł.
Za co szanowany naukowiec, profesor, który zasłynął tym, że kierowana przez niego uczelnia nadała jemu w czasie kadencji tytuł doktora honoris causa, trafił na ławę oskarżonych? Za naiwność? Raczej za niezdrową ambicję, która doprowadziła katowicką uczelnię medyczną do wzięcia gigantycznego kredytu na dokończenie budowy Akademickiego Centrum Medycznego (ACM) w Zabrzu.
Profesor Wilczok wyjaśniał podjętą decyzję o kredytowaniu budowy ACM tym, że inwestycja była wspierana przez najważniejszych polityków w kraju. - Znając deklaracje ze strony polityków oraz potrzeby dydaktyczne Senat uczelni zdecydował się wziąć na budowę komercyjny kredyt. Budowa Centrum tylko z pieniędzy budżetowych trwałaby około 500 lat, bo tak szacowano wartość powstającego szpitala - tłumaczył profesor Wilczok. Znacznie mniej wiarygodnie brzmią jego tłumaczenia, dlaczego będąc rektorem zdecydował o zakupie od ING Banku Śląskiego budynku w centrum Katowic, w którym był później rektorat uczelni. Biegli na zlecenie prokuratury oszacowali, że budynek zakupiono go o ok. 5 mln zł drożej do ówczesnych cen rynkowych. Mało tego - kierowana przez rektora Wilczoka uczelnia nie zamówiła nawet operatu szacunkowego, tylko kupiła budynek po cenie określonej przez ING Bank! Nowe władze uczelni przeniosły rektorat do dawnej siedziby i rozważają wynajęcie budynku.
Także za byłym rektorem Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach, prof. dr hab. Tadeusz Wilczokiem ciągnie się agenturalna przeszłość. Z akt zachowanych w IPN wynika, że przez 24 lata był Tajnym Współpracownikiem SB o pseudonimie „Andrzej” (nr ewid. 39221). Czy prof. Wilczok był szantażowany przez osoby, które znały jego agenturalną przeszłość i dlatego podejmował w latach 90. kontrowersyjne decyzje personalne i finansowe? Tadeusz Wilczok zaprzecza, że współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa. Zaprzecza też, że mógł być w związku z tym szantażowany i zmuszany do podejmowania pewnych decyzji. O odcięciu się od przeszłości świadczy to, że od ponad roku na jego stronie internetowej dział „sprawy kontrowersyjne” jest pusty. Zakładka „IPN” zniknęła.
Donosy za paszport
Do werbunku Wilczoka jako agenta SB doszło w grudniu 1959 r. Został zwerbowany do sprawy krypt. „Fimila”. Figurantem w tej sprawie, czyli osobą rozpracowywaną, na którą donosił m.in. Wilczok, był Jan Boronowski, ówczesny szef Amatorskiego Klubu Filmowego „Śląsk” w Katowicach. Wilczok był skarbnikiem w AKF. Boronowskiego SB podejrzewała o działalność szpiegowską. „Na podstawie jego informacji założono sprawę operacyjną w stosunku do 11 aktywnych kontaktów figuranta z ogólnej liczby 60 ujawnionych na podstawie komunikatu „P5” i innych materiałów operacyjnych” – tak potrzebę oficjalnego werbunku Wilczoka jako Tajnego Współpracownika uzasadniał kapitan Jan Kaczmarzyk - starszy oficer operacyjny Grupy III Wydziału II SB w Katowicach.
W archiwum IPN w Katowicach zachowało się m.in. własnoręcznie napisane przez Wilczoka zobowiązanie do współpracy z SB z dnia 6.11.1959 r. Nowy nabytek SB przyjął pseudonim „Andrzej”.
Naukowiec coraz mocniej wiąże się z SB. Tadeusz Wilczok Wyjeżdża na stypendia i kongresy, pisze artykuły naukowe publikowane w czasopismach krajowych i zagranicznych. W czasie rocznego pobytu na stypendium w USA w lipcu 1965 roku współpracuje z wywiadem PRL. Był „wykorzystywany po zagadnieniu stypendystów” – składał doniesienia na temat kolegów, z którymi przebywał i kontaktował się w USA. Zachowała się charakterystyka TW „Andrzej” z 1966 roku – Wilczok był wtedy docentem chemii organicznej zatrudnionym w Instytucie Onkologii w Gliwicach. „W lipcu 1965 roku wrócił z rocznego stypendium w USA. Przekazał SB charakterystyki polskich stypendystów będących w USA w tym samym czasie (m.in. Wojnarowskiego z Warszawy i Hierowskiego z Poznania)” – pisze jego oficer prowwadzący.
Agent manewrowy
SB miało ambitne plany związane ze swoim agentem. „TW Andrzej obawia się dekonspiracji. Spotkania odbywają się w jego gabinecie w Instytucie Onkologii, co gwarantuje całkowitą konspirację ze względu na wielkość instytutu. Będzie wykorzystywany do sprawy >>Matador<< a także jako jednostka manewrowa w stosunku do osób z którymi się już zna oraz z osobami, z którymi może znajomość nawiązać, a które będą w naszym operacyjnym zainteresowaniu” – melduje oficer operacyjny Grupy I Wydziału II ppor. Witold Zabiegała.
TW „Andrzej” był oceniany przez SB wysoko. W maju 1970 r. oficer SB zapytał Wilczoka o jego możliwości lub plany wyjazdów do krajów kapitalistycznych. „Żalił się, że w ubiegłym roku tyle wyjeżdżał, że nie ma teraz pieniędzy na dalsze wyjazdy. Dlatego nie może np. skorzystać z zaproszenia na >>Międzynarodową Szkołę i Sympozjum<< zorganizowane przez NATO w Brukseli w sierpniu br. TW Andrzej przypuszcza, że organizatorom chodzi o zebranie odpowiedniego materiału naukowego do opracowania skutecznej broni bakteriologicznej, czyli znalezienie takiej komórki bakterii, która nie reaguje na bodźce zewnętrzne. Wilczok przypuszczał, że zaproszenie zawdzięcza znajomemu belgijskiemu uczonemu (L. Ledoux). „Andrzej” mówił, że gdyby miał pieniądze, to przy poparciu Ledoux miałby jeszcze szansę wziąć udział w sympozjum - koszt 100 dol. wpłata, 50 USD utrzymanie i 5000 zł - koszty krajowe. Organizatorom zależy na przyjeździe Wilczoka, bo wysłali mu już trzy zaproszenia. […]Ze względu na swe kwalifikacje zawodowe (zajmuje kierownicze stanowisko w Akademii Medycznej w Rokitnicy, należy się spodziewać, że otrzyma tytuł profesora) biorąc udział w powyższym spotkaniu i utrzymując bezpośredni kontakt z Ledoux może oddać nam poważne usługi”.Niestety, nie zachowała się informacja, czy SB była sponsorem tego wyjazdu.
„Jednostka sprawdzona”, ale ma dosyć
W 1982 roku powstała następująca charakterystyka TW „Andrzej”: „W okresie dotychczasowej współpracy z TW Andrzej odbyto 79 spotkań, w czasie których opracował 10 informacji napisanych oraz na podstawie informacji ustnych opracowano 69 notatek służbowych. Przekazane informacje dotyczyły środowiska filmowego, lekarskiego i naukowego Śl. AM. Zadania Wilczokowi w czasie pobytów zagranicą zlecały także Departamenty: I, II, III MSW. […] Opanowany i obiektywny, jest jednostką sprawdzoną”. Jednak „Andrzej” nie chce dalej współpracować. „Udziela ogólnych informacji, mało przydatnych w pracy operacyjnej. Odmówił wychodzenia na spotkania w LK oraz przekazywania informacji w formie pisemnej” -skarży się jego oficer prowadzący.
Współpracę z Tadeuszem Wilczokiem zakończono w 1983 roku. Za kilka miesięcy IPN wyda monografię o inwigilacji przez SB śląskich uczelni wyższych. Jeden z rozdziałów poświęcony będzie agenturze bezpieki w Śląskiej Akademii Medycznej. - Sprawa ewentualnego powołania komisji do zbadania stopnia uwikłania pracowników naukowych SUM we współpracę z komunistycznymi służbami specjalnymi, zostanie przekazana do rozpatrzenia Senatowi Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach oraz właściwym komisjom senackim -poinformowała rzecznik uczelni Izabela Życzkowska.
Tekst ukazał się w najnowszym numerze "Polis". Tam też "materiały źródłowe"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz